Burza. Czy to tylko spotkanie dwóch frontów atmosferycznych powodujące wyładowanie energii. Czy to bliskie spotkanie zimnych i ciepłych masywów powietrza? Czy to ogromne i silne pioruny które powodują gęsią skórkę na naszym ciele, i przede wszystkim strach. Niektóre dzieci chowają się pod puch kołdry, inne zaś kryją się w czeluściach szafy. A może burzą nazywamy kłótnie nie tylko dwojga kochanków, po prostu ostrą niczym złote pioruny wymianę zdań. Czym więc jest ta burza? Czy możemy się jej przeciwstawić? Jakoś zaradzić ? Oczywiście, nic na to poradzić nie możemy. I to jeśli chodzi o pogodę jak i o dwoje ludzi.
Mijały tygodnie, które szybkością
przypomniały ułamki sekund. Życie każdego dnia pozytywnie mnie
zaskakiwało. Ja Michał staliśmy się
sobie bliscy. Mam do niego 100% zaufanie, a to dziwne, bo nie miałam nikogo tą
zażyłością obdarzyć. Oczywiście zdobyłam
Mistrzostwo Polski, byłam tego dnia
prze-szczęśliwa, był ze mną mój chłopak, który wierzył we mnie z całych sił, a
wtedy osobiście ja wątpiłam w swój jednostkowy sukces.
-Kochanie mówiłem, że Ci się uda.
Ale, nie wolałaś mi nie wierzyć- powiedział mocno przytulając się do mnie,
praktycznie uniemożliwiając moim płucom prawidłową prace
-No bo to było takie nierealne-
stwierdzam po chwili nadal w to nie wierząc.
-Dla nas wszystko jest w zasięgu
ręki- przekonuje mnie. Moje powieki
spotykają się, a w głowie powstaje miły obraz, a gdzieś w środku czuje ulgę i satysfakcje
może nawet pewnego rodzaju spełnienie. Tak, to na pewno. Jednak jak wszystkim wiadomo szczęście nie
trwa wiecznie, chociaż mocno tego chcemy. Moje szczęście trwało i tak długo, bo
zdążyłam się przyzwyczaić, że przyciągam do siebie ból i cierpienie.
Zauważyłam, że prawdą jest to, że jestem chyba pechowa i nikt nie powinien mnie
kochać. Koniec mojego szczęścia przyszedł wbrew pozorom w jeden z
najpiękniejszych dni naszej Polskiej Jesieni. Szłam z naszego już wspólnego
mieszkania na kolejną tego dnia próbę. Gdzieś w głębi siebie czułam, że coś
jest nie tak jednak nie dopuszczałam do siebie tej wiadomości. Mijałam obok hale na której teraz trenował
mój chłopak, który notabene miał mnie odebrać. To co zobaczyłam zatrzymało
bicie mojego serca na moment, a łzy momentalnie zebrały się pod powiekami i
stworzyły czarne kreski bólu na nagle bladych policzkach. Wzięłam pośpiesznie
torbę z chodnika i ruszyłam ku miejscu które miało dać mi ukojenie duszy, a
ukojenia owego nie dało.
Na próbie początkowo byłam sama,
w głośnikach na maksymalną głośność dudniła Katy Perry, a duszy ciągle było
mało. Ciągle chciała krzyczeć, ciągle krwawiła. Kiedy przyszedł Aleks
próbowałam robić dobrą minę do złej gry. Chyba mi się to udawało, bo mimo, że w
środku pękałam to, na twarzy gościł ironiczny uśmiech. Tylko taniec nie jest
taki jak zwykle, nie czuje nic. Trenerka
stopuje muzykę, patrzy na mnie znacząco, lecz ja nie potrafię nic powiedzieć,
nic zrobić.
-Macie 10 minut, wykorzystajcie
je dobrze, bo Mistrzom Polski nie mogą zdarzać się takie przestoje. – mówi, po
czym wychodzi. Na Sali panuje głucha cisza,
stoję na środku parkietu, głowa odchyla mi się samowolnie do tyłu, a
ręką gładzę sobie szyje. Nagle czuje na
swoich biodrach dotyk i widzę duże dłonie, początkowo sądziłam, że Alek
nie chce robić przerwy, tylko ćwiczyć na sucho, bez muzyki. Lecz gdy czuje
pocałunki na plecach odrywam się od chłopaka szybko.
-Alek co Ty do cholery jasnej
robisz? – patrzę na niego z wrogością, lecz ten przybliża się do mnie i mówi
- Przepraszam, nie umiem inaczej,
bo odkąd Cię po raz pierwszy zobaczyłem to się
w Tobie zakochałem, nie potrafię patrzeć na Ciebie z nim. Nie jest dla
Ciebie wystarczający.
-Nie masz prawa go oceniać!-
podnosisz głoś, lecz tancerz nic sobie z tego nie robi tylko wpija się w Twoje
usta, lecz nagle drzwi od sali otwierają się, a chłopak odkleja się od Ciebie,
a ty momentalnie wymierzasz mu silny policzek. – Drań- krzyczysz, patrzysz na
osobę, która jest Twoim wybawicielem i widzisz przyjmującego, który patrzy nie
dowierzając do końca w zaistniałą sytuację.
-Długo to trwało, długo mnie
zdradzasz? To ja Cię przyjmuję pod swój dach, oddaje Ci swoje serce, a Ty tylko
pogrywasz? Bawisz się moimi uczuciami- mówi oskarżycielsko.
-Błagam Cię nie bądź cyniczny-
mówisz przez łzy- Nigdy z nim nie byłam i nigdy z nim nie będę, bo nie jestem w stanie pokochać kogoś innego równie
mocno niż ciebie, a uczucie to i tak by było tylko obłudną imitacją miłości.-
stwierdzam – Widziałam Cię z nią, widziałam Was, to koniec. Nie ma już nas-
znów potok łez wydobywa się z pod moich powiek. Wybiegam ze szkoły tańca, nie
zważam już na nic. W pośpiechu wpadam na przechodniów nie przepraszając ich
zmierzam w nieznanym mi wcześniej kierunku. Biała letnia sukienka rozwiewa się
w pędzie wiatru. Nie czuje zimna. Słyszę jednak za sobą wołania Michała, jednak
wyrządził mi za dużo krzywdę, oskarżył mnie, a sam nie był mi wierny, i to najbardziej
bolało, bo zabrał mi serce. Nawet
spalenie go w aloesie nie da ukojenia.
Nie wiem nawet w jaki sposób
znalazłam się na środku drogi. W środku dnia. W środku końca. Nagle to czego
tak bardzo nienawidzę. Nadchodzi cisza. Czas biegnie wolniej. Samochód który
nadjeżdża nie wiadomo skąd uderza wolniej w moje słabe i kruche ciało. Wolniej
przelatuje przez jego maskę. Wolniej upadam na zimną jezdnię. Wolniej moja
głowa uderza o nią roztrzaskując kości. Wolniej umieram. Nie wiadomo skąd
pojawia się on. Unosi lekko moją głowę. Kurz i szkło które rozbiło się pod
wpływem impetu opadają na moją tiulową sukienkę. Tłumy gapiów znajdują się koło
nas nawet spanikowana młoda dziewczyna, która mnie poturbowała. Ktoś dzwonił po
karetkę, lecz to wszystko się wtedy nie liczyło. Wiedziałam, że dzisiejszego
dnia zdarzy się coś okropnego i się nie myliłam.
-Kochanie, ja Cię kocham, ja z
nią nic nie mam wspólnego, to co widziałaś, to zbieg okoliczności zwykły zbieg
okoliczności – zapewnia
- Michciu nic nie mów, Bądź tylko
przy mnie. Bądź bo odchodzę. Idę się spotkać z moim kochanym tatusiem. – mówię ostatkiem sił. Czuje jak
brunatna, cierpkawa krew wypływa mi z nosa. Czuje jej okropny smak.
-Nie zostawiaj mnie, błagam. Nie poradzę sobie bez Ciebie- mówię
nachylając się nad nią coraz bardziej, coraz bardziej lekka głowa ukochanej
znajduje się na moich kolanach. Łzy zbierają się w oczach, głos drży.
-Poradzisz sobie. Uwierz mi. Kocham Cię najbardziej na świecie jak
nikogo innego.- mówi, a głowa jej opada do tyłu. Włosy wiszą w powietrzu. Ręce
również są bezwładne. Podciągam jej wątłe ciało lekko do góry i z heroicznym
szlochem wtulam się w zakrwawioną, nadal ciepłą twarz dziewczyny. Mojej malutkiej
kochanej dziewczyny.
Minęło równiutko 13 miesięcy odkąd Lila odeszła, moje życie skupia się
tylko na ciszy. Wegetuje balansując w otoczeniu jakim ona balansowała, żyje w świecie ciszy. Nie widzę sensu by
grać, by śnić, by się śmiać. Nie widzę sensu na nic. Chciałbym cofnąć świat.
Nie wypowiedzieć słów, które wypowiedziałem. Nie zrobić czynów które zrobiłem.
Wiem, że patrzy na mnie z góry, uśmiecha się nikle jak to miała w naturze.
Odchodząc zabrała mi serce, teraz to ja jestem niepełnosprawny, niepełnosprawny
duchowo, jestem facetem bez serca, bo nie pokocha ono już nikogo. Stało się ono
zbędnym balastem w moim ciele. Jest to tylko zbędny głaz, głaz bez uczuć,
zwykła pompka do krwi. Zastanawiam się co by było gdyby, gdybanie to mój
najlepszy przyjaciel. A poczucie winy ? Bo umarła ona przeze mnie. Poczucie
winy jest dla mnie najgorszym katem, który przychodzi codziennie wyrywając mi
myśli z głowy, przyćmiewając mi wspomnienia. Nie może odebrać mi dwóch rzeczy-miłości i ciszy. Mojego świata ciszy.
No i z tego miejsca serdecznie Was zapraszam do mojej nowej historii. LINK. Jest ona inna niż wszystkie, bo 5 rozdziałowa. Dokładniej będzie emisja planowana na 4 stycznia. Teraz katuje Was Nowakowskim
A no i na ASK'a zapraszam.
KOCHAM WAS!! <33
Dziękuję wszystkim którzy wytrwali do końca, którzy czytali, którzy po prostu byli.
Teraz czas na was, pokażcie mi ile was tu było, czy ten blog wywarł w was jakieś uczucie, cokolwiek by to nie było podzielcie się tym ze mną.
Całuję, (ocierając czarne łzy) Anka