czwartek, 26 września 2013

Rozdział 5

‘Czuje ból. Przeogromny. Rozsadzający moją czaszkę’

Ból. Czym on jest?  Czy jest  jakiś sposób by go uniknąć? Gdzieś słyszałam, że jeśli człowiek nie czuje bólu to nie żyje. To wegetuje niczym piękny stary dąb na poboczu nikomu nieznanej dróżki. Jest wiele odmian bólu. Moim zdaniem są dwa najważniejsze odnogi tego uczucia. Ból fizyczny i najbardziej mi znany ból duszy. Ból całego życia.


Kiedy taniec niósł mnie ponad wyżyny. Kiedy znów latałam niczym ptak z góry obserwując świat i ludzi całkiem drobnych i małych niczym mrówki.  Kiedy znów byłam wolna. Szczęśliwa. Kochana. Wiedziałam, że to nie będzie trwać wiecznie, że nadejdzie moment który zniszczy wszystko. Zły Mefistoteles weźmie mnie na najbardziej straszliwy spacer w moim życiu, że będzie chciał mnie wziąć w szereg swoich demonów.

Upadek. To on kształtuje nasz charakter, ale gdy upadasz zwijając się z przeraźliwego kłucia czaszki nie jest to z pewnością metoda kształtowania osobowości. Chyba, że jesteś tajnym agentem mającym misje ocalenia ludzkości z rąk rozchwianego emocjonalnie terrorysty. Upadam. Nie widzę nic. Nie czuje nic oprócz przeraźliwego, a raczej przenikliwego bólu. Po chwili ktoś jest obok mnie.

-Błagam, pomóż mi. Niech przestanie boleć. Błagam – kim był mój wybawca. To on. Znany wszystkim jako Dzik, albo po prostu jastrzębski przyjmujący.

-Dobrze, ale powiedz mi co Cie boli? Nie wiem jak mam Ci pomóc- odpowiedzią jest mój krzyk i łzy. Krzyk który rani dusze. Krzyk bólu.

-Czuje ból. Przeogromny. Rozsadzający moją czaszkę. Wykłuwający oczy. Błagam, proszę, pomóż.- chłopak już nic nie mówi tylko bierze mnie na ręce. Niesie do swojego auta i kładzie na tylnym siedzeniu siadając obok mnie. Kładę głowę na jego silnych, a zarazem miękkich udach. Tracę przytomność.

Znów czuje,  że ktoś mnie niesie. Otwieram ślamazarnie oczy. Widzę światło. Widzę jego miękki zarost i oczy pełne strachu. Za nami biegnie atakujący.  Michał coś krzyczy jednak jego usta poruszają się zbyt szybko bym mogła odczytać sens słów. Po chwili położył mnie na zimnym zielonym łóżku bym po chwili zniknęła w jednej z sal. 

-Przepraszam, czy Pani mnie słyszy- zapytał jeden z lekarzy mocno nachylając się nade mną.

-Tak. Nazywam się Lilianna Orzechowska. Mam 21 lat. Jestem głuchoniema. Chciałabym, żeby przyjechał tu doktor Malczewski. Prowadzi on mój przypadek.

-Dobrze, zaraz zadzwonimy po doktora Malczewskiego. Chciałaby Pani, żebym jeszcze po kogoś zadzwonił?- pokręciłam przecząco głową. Po około kwadransie mojego bolesnego krzyku i dziwnych reakcji Michała w progu szpitalnej sali zjawił się prowadzący mnie doktor.

-Witam Cię Lika coś się stało?

-Panie doktorze jakby nic się nie stało to by mnie tu nie było. Nie prawda?

-Dalej ironiczna- na końcu języka miałam słowa ‘A Pan dalej głupi’ jednak z ciężkim trudem powstrzymałam swoje jakże cięte riposty.

-Proszę na mnie poczekać tu moment dobrze – kurdę z takim bólem chyba nigdzie się nie ruszę. Mój lekarz z całą pewnością jest idiotą, który chyba nie zaznał nigdy bólu. Matka się uparła, że on ma prowadzić mój przypadek, bo to jej jakiś kolega poznany nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co.

Może powinnam zadzwonić do matki, albo chociaż do Melki. Właściwie zastanawiam się czemu jej przy mnie nie było, powinna przecież być w szkole. A był tylko On i jego przyjaciel. Lekarz poszedł i chyba zginął w jakiś ciemnych czeluściach szpitala, a mój krzyk rozrywał panującą dookoła ciszę. Po chwili koło mojego łóżka zjawił się przyjmujący

-Co Ty tu robisz? –zapytałam cicho

-No jestem. Teraz tak łatwo się mnie nie pozbędziesz- i bardzo dobrze. Takiej odpowiedzi oczekiwałam. No właśnie, czy ja za dużo nie oczekuje? Taki chłopak na pewno nie jest sam. Taki chłopak na pewno ma dziewczynę którą bardzo kocha.

-Pewnie masz inne zajęcia niż siedzenie z jakąś dziwną inwalidką w szpitalu – mówię, a łzy bólu spływają mi kącikami oczu.

-Nie mów tak o sobie. Nikt nie ma prawa Cię oceniać. Sam to zrobiłem i nie postąpiłem fair ale Twoja przyjaciółka wszystko mi dokładnie wytłumaczyła. Nawet cieleśnie- powiedział z tym nikłym uśmiechem

-Nie mów, że Amelka dała Ci w twarz- jako potwierdzenie otrzymałam gardłowy śmiech znaczy tak przypuszczam, chyba, że chłopak lubi suszyć zęby ot tak.

- Bardzo boli?- zapytał

-Wiesz łaskotać nie łaskoczę. Nie jest źle, chociaż mogło by być lepiej- mogę trochę ominąć prawdę, bo przecież boli tak okrutnie jakby ktoś nabijał moją głowę na widły znajdujące się w stodole każdego podrzędnego rolnika- Michał powiedz mi, a co będzie jak nie zdążę się przygotować do Mistrzostw. Jestem jeszcze mocno w tyle za innymi- zapytałam.

-Widziałem jak tańczysz już parę razy. Oglądałem dużo Twoich występów na youtube. Jesteś wspaniała- chyba nie przywykłam do wysłuchiwania komplementów na swój temat, bo czułam, że mimo łez płynących rzewnie, to moje policzki rumieniły się przeokropnie.

-Do wspaniałości dużo mi brakuje, kiedyś chyba byłam lepsza. Słyszałam muzykę. Mogłam czuć jej przesłanie. Tańczyć z większymi emocjami jakoś przeinaczać je w sobie, a teraz w mojej głowie jest tylko pustka. Pusta mieszająca się z okropną przeszłością, która wierci mi niewyobrażalne dziury w brzuchu. Chciałabym by to wszystko okazało się snem. Cholernym koszmarem który tylko na moment zagościł w mojej głowie. Chciałabym obudzić się i znów słyszeć wszystko nawet najdrobniejszy szmer, czy brzęczenie osy gdy chce spróbować truskawkowego dżemu. Chciałabym by ktoś mnie kochał tak jak kiedyś, bym była znów starą Lilką, a nie dziewczyną bez słuchu nad która każdy się lituje, bo przeżyła tyle okropności. Może to i prawda, że przeżyłam to co przeżyłam, to nie znaczy, że ktoś ma mnie postrzegać inaczej niż kiedyś. Nie potrzebuje tego.- ból chwilowo ustał. Widziałam tylko zmieszanie na twarzy chłopaka i jego oczy pełne nadziei, a może i współczucia, które tak bardzo nienawidziłam.

-Nie mogę postrzegać Cię taką jaką byłaś przed wypadkiem, bo nie znałem Cię wcześniej. Mogę Cię postrzegać za osobę jaką jesteś teraz. Walczącą do ostatku sił. Wyrywającą sobie żyły za to co kocha. Buńczuczną ale i piękną. Waleczną ale i momentami delikatną.

-Wiesz nie znam Cię, ale mam takie wrażenie, że Cię znam całe długaśne wieki.

-Pokrewieństwa duszy także się zdarzają gdy tego najmniej się spodziewamy.- uśmiechnęłam się delikatnie po czym usiadłam i przytuliłam się do chłopaka. Który od razu zacieśnił ręce na mojej talii i znów przyszedł ten, którego znienawidziła,. Krzyk niemal nad uchem siatkarza był niepohamowany. Za chwile do sali wpadł lekarz i chyba wyprosił chłopaka, bo ten odkleił się ode mnie i wyszedł opadając na plastikowe krzesełko znajdujące się na holu.


Biorę ją na ręce i biegiem udaje się w kierunku mojego auta. Kładę ją na tylnim siedzeniu i siadam koło niej, przyjaciel prowadzi jak szybko tylko może. Ona zaś układa sobie głowę na moich udach. Serce wali mi jak oszalałe. Nie wiem co robić. Jesteśmy pod gmachem szpitala. Znów biorę jej lekkie jak piórko ciało na ręce i wbiegam na poczekalnie miejscowej służby zdrowia, krzycząc błagalnie o pomoc. Po chwili zjawia się jakiś chłopak z łóżkiem. Po stroju mogę stwierdzić, że to sanitariusz. Kazano mi pozostać na korytarzu, a ona zwijająca się z bólu została wywieziona do jednej z odległych sal szpitala. Nie wiem czemu, ale strasznie bałem się o tą dziewczynę. Dodatkowo targały mnie wyrzuty sumienia, że tak łatwo ją oceniłem, a nie powinienem. Bo nie znałem jej. Zastanawiam się ilu ludzi i mnie tak ocenia. Nie znając mnie widząc jedynie mój wygląd słysząc jedynie zdawkowe wypowiedzi. Na to pytanie chyba nigdy nie uzyskam ani jednej racjonalnej odpowiedzi. Sam nie byłem lepszy, bo przecież sam oceniałem. Chciałbym nie wypowiedzieć tych kilku słów.

-Przepraszam, chciałbym wiedzieć gdzie została przewieziona moje znajoma. Lilianna Orzechowska. Przed chwilą z nią tu przyjechałem, lecz została gdzieś przewieziona- zapukałem młodej dziewczyny siedzącej na recepcji szpitalnym SORZE.

-Jest Pan kimś z rodziny?- zapytała na co ja pokręciłem głową-To w takim razie bardzo mi przykro, ale nie mogę udzielać takich informacji nikomu z rodziny pacjentki.

-Bardzo proszę, to dla mnie ważne-uśmiechnąłem się błagalnie do dziewczyny, która miała mnie w kieszeni.

-No dobrze, ale pod jednym warunkiem.-powiedziała, a ja już wiedziałem, że spełnię każdą jej prośbę.- Chce iść z Pańskim przyjacielem na kawę- momentalnie chciało mi się śmiać, gdy przeniosłem na zdyszanego przyjaciela wzrok. Rozpięta bluza lekko opuszczone na biodrach spodnie- cały Łasko

-Nie ma problemu- odpowiedziałem z pewnością. No to Michał musi dla mnie zrobić. Z resztą robi dużo rzeczy dla mnie, ale w tym momencie nie jest to istotne.

-Dobrze, Pańska znajoma leży w Sali numer 34 na 3 piętrze.

-Dziękuje Pani bardzo, jest Pani wspaniała

-Dobrze, o 20 kończę pracę – dopowiada

-Tak, tak. Misiek będzie czekał tutaj na Panią.

Podchodzę do przyjaciela i zastanawiam się jak mam mu to powiedzieć, że mimo iż ma dziewczynę, to musi iść na kawę z recepcjonistką ze szpitala. Przecież to dziwne, dziecinne, głupie. Po chwili piorunującego wzroku atakującego i późniejszego ataku śmiechu udaje mi się dojść do konsensusu. Tylko, że potem przez tydzień muszę gotować chłopakowi, bo jak to on powiedział ‘ja nie umiem. Znaczy umiem, ale czyjeś zawsze smakuje lepiej’. Dobrze jak ta chce, to tak będzie. Tyle, że ja nie odpowiadam za jego nagłe późniejsze zawroty albo ‘zwroty’ żołądkowe. Szybkim marszem niczym Korzeniowski udaje się na trzecie piętro. Już po wyjściu z windy słyszę przeraźliwe krzyki i mogę się tylko domyślić do kogo należą.  

Na razie nie mogę wejść do dziewczyny. Najpierw jest u niej jeden lekarz. Za chwilę wpada drugi. Stoję przy szybie i patrzę na zwijającą się z bólu dziewczynę i mimo, że jej obiecałem nie mogę ulżyć jej cierpieniom. Po chwili wchodzi drugi lekarz, dużo starszy od pierwszego. Po upływie kwadransa wychodzi od Lilki. Wtedy do akcji wchodzi nieustraszony Misiek. Czyli ja. Nawet teraz z tego zdenerwowania muszę jakoś rozładować tą atmosferę jakimś głupim żartem robiąc konkurencje prowadzącemu ‘Familiadę’.

Rozmawiamy. Słowa wypowiadane są wolno. Mają przesłanie. Czas płynie za szybko. Widzę jej łzy. To boli moją duszę, lecz ból ten nie jest porównywalny do bólu jaki ona musi teraz czuć.  Przytula mnie.  Czuje jej zapach. Jej miękkie włosy, a za moment znów słyszę ten przeraźliwy krzyk pełen bólu. Wbiega lekarz. Wyprasza mnie z Sali mówiąc do dziewczyny


-Musimy Panią operować. Natychmiast- i wtedy czuje, że grunt umywa mi się pod nogami. Mimo, że nie znam tej dziewczyny nie wiadomo ile. Niedawno zerwałem z dziewczyną nie powinienem tu być. Powinien próbować ratować swój związek, lecz nie potrafię. Jakaś siła każe mi tu być. Trwać. Być przy młodej tancerce.


_________________________

Jest i nowy. Tak sobie wyczekiwany. Trochę pogmatwany. Następny chyba za dwa tygodnie, bo za tydzień przewiduje dodanie rozdziału na Heroicznej.\
I w tym rozdziale nie wyjawiłam Wam co sie dzieje z Lilką, Macie jakieś propozycje ?


Jeśli chcesz poczytać coś jeszcze ode mnie to zapraszam WŁODARCZYK/KOSOK

Masz do mnie pytanie? ASK.

KOMENTUJ, POZOSTAW PO SOBIE NAJMNIEJSZY ZNAK.


Sezon ten i może nawet poprzedni nie był w wykonaniu naszych siatkarzy najlepszy. Nie umiemy grać pod presją. Mało kto umie. Wiec ogarnijcie się, SEZONOWCY. Ja jestem dumna z naszych chłopaków którzy walczyli do końca sił.Gryźli wszystko i wszystkich. Sport jest okrutny. Tylko zwycięzcy upadają by potem powstać i być silniejszym niż wcześniej. Silniejszym niż inni mogli by się tego spodziewać. By stać się zwycięzcą. 

Pozdrawiam Anka


 I mój najlepszy


niedziela, 15 września 2013

Rozdział 4


‘Ja już nie potrzebuje miłości. Już nie.’

Wspomnienia. Czym one są?  Czy są one dobre czy też złe? Czy mogą zadawać ciosy? Czy mogą zmieniać rzeczywistość? Zmieniać życie? Światopogląd? Moje wspomnienia na pewno dały mi dużo do myślenia. Moje wspomnienia bolą mnie bardzo. Każde miłe zdarzenie przypomina mi o tacie o tym jak tańczyłam, jak słyszałam. Chciałabym cofnąć czas Chciałabym znów posiąść zmysł słuchu. Znów być w pełni szczęśliwa. Nikt nie zastąpi mi ojca. Nikt nie zastąpi mi słuchu. Taniec daje mi imitacje szczęście albo jego złudzenie. Jest to na pewno ucieczka do innego lepszego świata. Świata bez wspomnień. Świata bez  bólu. Świata gdzie tak najnormalniej w świecie jestem wolna.  Nie mam zmartwień.

Kolejny dzień pełen monotonii. Kolejny dzień spędzony na sali. Przygotowując się do tych już nie tak odległych w czasie Mistrzostw Polski. Z Alkiem wbrew pozorom dogadujemy się dobrze. Tańczymy niby razem, niby osobno. Miała być chemia jest, ale nie z mojej strony. Nie umiem zaufać żadnemu mężczyźnie po tym wszystkim co się stało. Nie mogę się przed nikim otworzyć po tym co się stało. Tak mi się wydaje, że już nigdy nie będę taka jak wcześniej. Nigdy nie będę szczęśliwa lecz mam nadzieję, że los się do mnie uśmiechnie lub zła passa zmieni swój bieg.  Nadzieja jest przecież matką głupich, a każda matka  nad życie kocha swoje dziecko. Kolejna już godzina spędzona na Sali ćwicząc z moim nowym partnerem udoskonalając  wielkie moim zdaniem, a małe według trenerki błędy. Kiedy Aleks oświadcza mi, że musi już iść do domu, bo jutro ma ciężki ma dzień na uczelni. Mnie natomiast nie chciało wracać się do miejsca wychowania, gdyż mama zatraciła się w wir pracy, bo nie mogła poradzić sobie ze stratą ojca i wydaje mi się, że po części mnie obwiniała za jego śmierć. To nie ułatwiało kontaktu między nami, a wręcz przeciwnie pogłębiało jego denną fazę i odbierało jakiekolwiek resztki chęci do życia. Przytłoczona wszystkimi problemami kroczę ulicami Jastrzębia, by po chwili ginąć  w szczelnym uścisku przyjaciółki, a w głębi siebie przypominam sobie jej gardłowy i donośny śmiech

-Znów o nim myślisz? – czuję jak przyjaciółka kładzie mi dłoń na ramieniu, bym mogła odpowiedzieć na jej pytanie.

-Nie wiem o czym mówisz-odpowiadam, chociaż odpowiedź ta jest nie do końca elokwentna. Znaczy to nie tak, że o nim nie myślałam, bo zafiksowałam się na punkcie pewnego nieznajomego, któremu wypiłam porzeczkowy sok.  Nie mogłam też powiedzieć, że myślę o nim non stop, bo tak też nie było.

-Jasne. Co dziś robimy ? – zapytała. Miałam plan przyjść tu tylko na moment a potem wrócić na sale, by katować swoje solówki, do przysłowiowej usranej śmierci. Sądzę, że to będą najgorsze zawody w moim wykonaniu. Pierwsze w których nie słyszę. Nie chciałabym, żeby ludzie postrzegali mnie inaczej. Żeby się nade mną litowali. Ja nie potrzebuje litości. Ja nie potrzebuje wsparcia. Ja nie potrzebuje miłości. Już nie.

-Pójdziesz ze mną do klubu. Muszę poćwiczyć? – aby ze mną poszła. Przed samym momentem mówiłam, że nie potrzebuje wsparcia i miłości, gówno prawda. Na zewnątrz otoczona jestem grubą warstwą zimnego metalu, który chroni miękkie i bezbronne wnętrze. Wnętrze potrzebujące ojca. Wnętrze potrzebujące bezpieczeństwa. Wnętrze bojące się samotności. Wnętrze chcące namiętności. Pożądania. Wolności.

-Znów będziesz ćwiczyć?- odpowiadam nikłym skinieniem głowy i grymasem który potocznie nazywany jest uśmiechem, a w moim wypadku jest to grymas w 99% wymuszony. Nie uśmiecham się szczerze. Nie potrafię.- No to pójdę- mówi

-Świetnie. Dziś krótko ze 2 godzinki, bo solówki będę ćwiczyć, nadal są takie mdławe, bez przesłania, a ja chce dostać skrzydeł. Chce frunąć. Chcę unosić się ponad rzeczywistość. Chce uciec, lecz nie potrafię. Jakaś dziwna siła przyciąga mnie na drewniany świeżo pastowany parkiet, niczym duża, ciężka metalowa kula przyczepiona do nogi skazanego na śmierć niewolnika. Chce się uwolnić, lecz nigdzie nie mogę znaleźć klucza, który pozwoli mi odpiąć to pieprzoną kulę. Muszę znaleźć mój klucz do wolności.- łzy znów skapują na jasny dywan przyjaciółki. Znów ukazuje słabość mimo, że co najmniej milion razy obiecywałam sobie, że nie będę płakać. Lecz to okazuje się silniejsze ode mnie. Mimo, że już nie płacze zimnymi wieczorami do poduszki, a moim ukojenie nie są nagrania z konkursów których i tak nie słyszę to czuje się gdzieś tak w głębi siebie mała. I wiem, że to ja odpowiadam za wszelkie zło naszej rodziny. Niegdyś szczęśliwej teraz bez ojca obojętnej, zniszczonej, wypalonej.

-On będzie Twoim kluczem- powiedziała Amelia. Co też ona bredzi. Niby kto ma zostać moim kluczem. Nie ma takiej osoby. Sama w głębi siebie nie jestem gotowa, aby znaleźć swój klucz mimo, że tak usilnie go szukam. Nie chcę już znać odpowiedzi kim on jest. Wiem, że dziewczyna i tak nie odpowie mi na to pytanie, które ma zostać wielką niewiadomą. A może odpowiedź jest bliżej niż mi się to wydaje.

Mama Amelki to świetna kobieta, gdy tylko wróciła z pracy i zobaczyła mnie w pokoju u swojej córki momentalnie zamówiła nam pizze, bo uznała, że wyglądam słabo i ujęła to tak, że  jakby kiedyś zamknęli mnie w więzieniu, to ucieknę im między kratami. A może coś w tym jest? Po zjedzonym pysznym i jakże zdrowym obiedzie udałyśmy się do mnie, bym mogła wziąć inny strój. W domu odpowiedziała mi, albo mojej przyjaciółce głucha cisza. Świetnie brzmi głucha cisza. Zaczynam nabierać dystansu do swojej niepełnosprawności. Szybkim krokiem udałyśmy się do mojej sypialni w której w samym kącie leżała inna torba z ubraniami, którą chwyciłam i opuściłam dom. Gdzieś w głębi było mi źle, bo miejsce które powinno być moim domem, nim na pewno nie było.

Mocnym pchnięciem uderzyłam w szklane potężne drzwi od szkoły tańca. Buchnęło na nas ciepłe powietrze. Zastanawiacie się pewnie co z moją szkołą. Otóż skończyłam liceum z wyróżnieniem. Maturę również napisałam, ale nie mam odwagi by iść na studia po tym co się stało. Chyba potrzebuje więcej czasu. Po chwili byłam już przebrana. A w mojej głowie rozbrzmiewała jedna z piękniejszych historii. Jedna z piękniejszych piosenek wytworzonych z pamięci lichej wyobraźni
Czasami nie mam sił już by ograniczać swoje emocje. Nie wiem czy robię dobrze. Nie widzę. Zamykam oczy. Skoro nie mogę słyszeć, to nie chce też widzieć swoich kolejnych upadków.  Może stanę się lepszą tancerką. A może tym bardziej opadnę na jeszcze gorsze dno niż jestem. Na jeszcze bardziej zasysające bagno, które odbiera Ci resztki człowieczeństwa. Dzięki któremu czujesz zimny podmuch nadchodzącej śmierci. Lecz może właśnie śmierć jest ukojeniem naszej duszy? Zły kobiecy kontur dzierżący w lodowatej dłoni ostrą brzytwę ścinającą głowy nędzników.  Przecież śmierć to najbardziej zła decyzja jaką możemy podjąć sami. Bóg dał mi drugą szansę, przeżyłam. Teraz będę walczyć. Gdy robiłam jedne z piruetów nie dostrzegłam przyjaciółki na Sali. Nie widziałam jej siedzącej na ławce z podkulonymi nogami. Nie widziałam tego uśmiechu. Czyżby i ona mnie opuściła?  A może najzwyczajniej w świecie chciało jej się pić i poszła po swoją ukochaną ciepłą czekoladę z pobliskiego automatu.  Szyba dzięki której osoby przechodzące przez holl mogły widzieć jak tańczę była odsłonięta. Kącikiem oka dostrzegłam przyjaciółkę, która kłóci się z Nim… Chłopcem od soku. Przystaje na moment. Nie ruszam się. Moje ciało nie przesuwa się nawet o minimetr. Próbuje ustatkować szybki oddech i nierównomierne bicie serca, by po chwili zauważyć jak dziewczyna wymierza brunetowi siarczyste uderzenie w policzek.

Okazałem się zwykłym frajerem. Teraz wygląda na to, że zerwałem z Moniką bo do głowy uderzyła mi inna panienka, która i tak nie zwraca na mnie uwagi. Wyjaśniam wszystkim, to nie tak. Po prostu mój związek z Moniką nie był już takim związkiem jakim był na przykład kilka miesięcy temu. Może uczucie między nami już się wypaliło. Powód jest jeden z pewnością to była moja wina. To chyba przez te ciągle wyjazdy, mecze, zgrupowania. Teraz jestem wolny. Wolny duchem. Wolny rozumem. Wolny w każdym tego słowa znaczeniu. Nie chciałem ranić Moni, bo ona na to nie zasługiwała. Nikt nie zasługiwał na takie potraktowanie.

Na treningu byłem jakiś obcy. Nieobecny. Piłkę zauważałem dopiero gdy obiła się od mojej Twarzy. Nie myślę już o tej nieznajomej dziewczynie. Staram się. Trochę mnie ona denerwuje, a zarazem intryguje. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją poznam. Że kiedyś z nią porozmawiam.

-Misiek,Misiek- Łasko biegnie za mną w ciemnym holu prowadzącym do wyjścia z hali

-No nawijaj-mówię do niego poprawiając zjeżdżające mi z nosa okulary

-Więc będę po Ciebie o 17-mówi z uśmiechem, za który mam ochotę go zabić. Co ja jestem jego kochanka, żeby otrzymywać firmowe uśmiechy Łasko.

-Po kiego grzyba?- pytam. A tak naprawdę chcę już iść do domu. Położyć się spać lub upić się do nieprzytomności. To wychodzi mi najlepiej.

-No dziś mamy tą lekcje tańca- no tak. Kompletnie o tym zapomniałem. Nie chce mi się iść i trzepać jakbym dostał ataku padaczki. Widząc wzrok blondyna wiem, że chyba nie mam zbytniego wyboru i możliwości odmowy.

-Nie mieszkam już tam gdzie dotychczas. Mieszkam teraz no Mickiewicza 8/19 czwarte piętro pierwsze drzwi po lewej.- widząc tym razem pytające spojrzenie przyjaciela- rozstałem się z Moniką- oświadczam  i słyszę ciche – Nigdy jej nie lubiłem- śmieje się w duchu.


O godzinie 16.50 dostaje SMS, że Łasko jest już pod blokiem. Zakładam adidasy i pośpiesznie schodzę na 2 piętro, gdy przypominam sobie, że nie wziąłem torby. Zawracam się  w zastraszającym tempie i lecąc co dwa schodki przemierzam dwa piętra. Po chwili siedzę zaspany koło przyjaciela

-Sory, torby zapomniałem- usprawiedliwiam się. Misiek nic nie mówi tylko przekręca kluczyk w stacyjce i rusza z piskiem opon z pod wysokiego, niebieskiego bloku gdzie znajduje się moje nowe mieszkanie. Wchodzimy do budynku w którym poznałem ją. A raczej do budynku w którym dostałem kosza od niej. Przechodzimy korytarzem, a mój przyjaciel przystaje opierając się o biały plastikowy parapet, przed nim widnieje szyba, a za nią tańczy ona. Płynie. Unosi się. Jest lekka jak piórko.

-Pamiętasz ją?- pyta mnie kolega.

-Pamiętam. Mówiłem do niej, a ona wielka gwiazda nawet nie raczyła odpowiedzieć. Nie lubię takich panienek, które wyżej srają niż dupę mają-odpowiadam nie zmieniając pozycji. Gdy nagle słyszę głos dziewczyny. Nie znanej mi wcześniej.

-Kim jesteś by ją oceniać?!- dziewczyna piękna lecz zadziorna. Waleczna. Inna.

-A ty kim jesteś żeby się na mnie wydzierać jak stare tureckie prześcieradło.-odpowiadam

-Nie bądź cyniczny. Nie znasz jej. Nie masz prawa jej oceniać!

-Jej nie da się poznać. Olewa ludzi. Olewa rzeczywistość. Nie odpowiada. Udaje Bóg wie kogo. Jaka to ona nie figura. A kim ona jest ? Przeciętną tancereczką zapewne z zadupia- wtedy poczułem jak prawy policzek mnie szczypie. Przyjaciel nic się nie odzywał, a dziewczynie jeszcze było mało. I powiedziała mi wiele. Przemówiła do rozsądku

-Nie to ty jesteś pieprzonym aktorzyną Panie Kubiak. Bo przecież Ty  wiesz lepiej. Myślisz, że ona jest wielką gwiazda. A nie wiesz, że dokładnie 389 dni temu została zgwałcona i pobita do utraty przytomności. Została skatowana dzięki czemu straciła słuch. Nie wiedziałeś, że był z nią wtedy ukochany ojciec, który został potraktowany nożem na śmierć. Nie wiedziałeś, ale nadal wolisz oceniać. I kto tu jest pierdolnoną gwiazdeczką z wielkiego świata. Chyba Ty- odwróciła się na pięcie i wyszła ze szkoły tańca. Zrobiło mi się głupio. Nigdy nie czułem się tak podle.  Poszedłem do łazienki. Obmyłem twarz zimną wodą. Wróciłem do przyjaciela. Oparłem się o szybę

-Jestem skurwysynem prawda?- zapytałem, lecz atakujący nic nie powiedział tylko poklepał mnie po plecach. Patrzyłem jak dziewczyna nadal tańczy, by za chwile usłyszeć jej przeraźliwy krzyk i upadek.

Siedzę w szpitalu na SORZE, a w głowie huczą mi słowa ‘Błagam, pomóż mi. Niech przestanie boleć. Błagam’ i jej łzy. Łzy których nie zapomnę do końca życia.


____

MAMY TO. Oddaje w Wasze ręce jeden z fajniejszych rozdziałów. 
Moja jako taka ciotka Wena wróciła z odległej Ameryki.

Amelka odbyła spotkanie z Miśkiem. Nie miłe spotkanie.

Zapraszam do KOMENTOWANIA. Zostawienia po sobie choćby najmniejszego znaku. Powiedzcie co o tym wszystkim sądzicie.

Masz do mnie pytanie ? ASK


NOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOG!! wejdź i pozostaw po sobie znak. Coś. Cokolwiek.


Nowy rozdział w niedzielę.

Zapraszam na WŁODARCZYKA/KOSOKA 

KOMENTUJCIE. To nie boli.

Pozdrawiam Anka




czwartek, 5 września 2013

Rozdział 3


'Był tak strasznie ponętny, Amelka'

BYŁ TAK STRASZNIE PONĘTNY, AMELKA.

Przyjaźń- kiedyś myślałam, że można być samotnikiem z wyboru lub z wyniku wydarzeń takich, a nie innych. Teraz wiem, że kiedy w naszym życiu, które jest liche, warto jest mieć jednego prawdziwego przyjaciela niż milion innych. Po moim wypadku, bo nie lubię mówić, że po gwałcie nagle znalazłam wiele nowych koleżanek, bo przecież to takie fajne być na ustach ludzi, że tak to ‘TY’ pomagasz tej dziewczynie, która nie dość, że została tak haniebnie wykorzystana, to jeszcze ogłuchła. Musisz być takim bohaterem. Niewyobrażalnym.  Wiem, co mówię. Warto jest mieć takiego przyjaciela, który rzuci wszystko by przy Tobie być, będzie w Twoim cieniu i gdy staniesz na jego barkach dłonią poczujesz miękkość chmur, razem zdziałacie wszystko. Zdziałacie cuda. Taką osobą, była Amelka.  Byłą ze mną przed stratą słuchu i jest po jego stracie.  Jest oparciem ale i wsparciem. Wykrzyczy mi w twarz wszelkie zarzuty, a za chwile uśmiechnie się promiennie i przytuli. Tak po prostu, przytuli.

Szłam zadowolona, po treningu i można tak powiedzieć, po spotkaniu Jego. Osoby, która jest dla mnie jak rozszyfrowanie Enigmy dla przedszkolaka. Pociąga mnie i jest taki… No właśnie jaki jest?  Nie znam go, ale to ideał chyba każdej dziewczyny. Delikatne okulary, drapieżny uśmiech, dwudniowy zarost. Dziwi mnie to, że przyjechał zobaczyć MNIE. MNIE GŁUCHĄ I DZIWNĄ DZIEWCZYNĘ. Po kilku minutach przejażdżki autobusem i szybkim marszu dotarłam do mieszkania przyjaciółki, która czekała na mnie z gorącymi tostami i malinową herbatą.

-Kochana, tęskniłam-  po chwili tonęłam w uścisku dziewczyny.

-Widziałyśmy się wczoraj, o tej samej porze. Po za tym dziewczyno daj mi tlenu, duszę się, duszę się.- powiedziałam na wyczucie, bo w sumie to nie wiedziałam o co jej chodzi, a tlenu to faktycznie mi brakowałam. Teatralnie udając omdlenie wycierałam sobie niewidzialny pot z czoła, powoli udając się do pokoju Amelki. Rzucając się na wielgaśne łóżko czułam jak z pod kołdry wylewa się lodowate powietrze, które mnie orzeźwiło. Gdy dziewczyna przekroczyła próg swojego lokum i usiadła na czarnym obrotowym krześle naprzeciw mnie zaczęłam mówić.

-Melka, bo słuchaj- nie wiedziałam bardzo od czego zacząć

-Jak on ma na imię? – zapytała jakby wiedziała, że to właśnie chcę zapytać

-Ale kto?- nie chce tak szybko się zdradzać, aż tak to po mnie widać. Może mam rumieńce? To niedorzeczne. Jestem głupia.

-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie ciołku- powiedziała, a ja wtedy chciałam sama siebie udusić.

-Jak Ty dobrze mnie znasz. O ile mi wiadomo ma na imię Michał, nie kojarzę go. Weronika, ta tancerka ode mnie z grupy, ta co jej bratem jest Łasko.

-No i co dalej?

-No i ten Łasko i ten drugi Michał przyjechali podobno zobaczyć jak tańczę- zażenowanie jakie mnie wtedy ogarnęło osiągnęło poziom apogeum w tym momencie.

- To chyba dobrze prawda?

-No dobrze, ale nic się do mnie nie odezwał, nie zagadał- wtedy postanowiłam ominąć ten moment z tym nieszczęsnym piciem, który był szczeniacki. Bardzo szczeniacki. Nie wiem co wtedy działo się w mojej głowie i można to chyba nazwać tylko impulsem.- Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że on był tak strasznie ponętny Amelka, strasznie. Miał w sobie coś tak dziwnego, że każde jego spojrzenie i nawet ten nieśmiały i delikatny uśmiech, wszystko mnie do niego ciągnęło. Chciałam być jak najbliżej, mimo że się nie znamy. To chore.- wtedy zapadła cisza. Znaczy w mojej głowie od pewnego czasu zawsze jest cisza, ale z ruchu warg przyjaciółki nie odczytałam nic. Chyba załamała się moim zachowaniem.

-Jesteś szczęściarą ale na razie się lepiej nie zakochuj tak pochopnie, dużo przeszłaś- dodała gdy już wychodziłam z mieszkania jej rodziców. Słowa te dały mi wiele do myślenia. Miała racje. Nie znam go, nie mogę go pokochać. Pewnie jest siatkarzem, albo osobą z tamtego otocznia.  Rozpoznawalność i brak przynależności to jego cechy, tak myślę. Ja jestem szarą myszką, niedostrzegalną, zwykłą i najważniejsze nudną.

Budzę się rano, nagi otoczony zieloną kołdrą. Zielony kolor nadziei. Kurwa ja nie chce dawać już tej dziewczynie nadziei. Żadnej. To nie tak, że już nie kocham, że nie kochałem, bo tak nie jest. Uczucie między nami nie jest już takie jakie było. Nic już nie jest takie jakie było. Nie wiem, czy to moja wina, czy też jej, a może osób trzecich nic już nie wiem. Może ja po prostu nie umiem być w związku. Nie powinienem kochać i być kochanym. Non stop myślę o tej dziewczyny. O jej idealnych ruchach. O jej uśmiechu o seksownym tyłeczku. Przewracam się z boku na bok i widzę ją. To o niej powinienem śnić. To o niej powinienem marzyć. To o niej powinienem myśleć. Nie umiem.
Po cichu się ubieram i udaję do kuchni, by na spokoju przy kubku ciepłej kawy pomyśleć co powinienem dalej robić. Nie wiem ile tam siedziałem, ale kątem oka dostrzegam Monikę która w mojej koszuli przekracza próg kuchni. Wymuszam na twarzy na pozór idealny uśmiech. Wtedy przez myśl przeszła mi ona, i jej piękne blond włosy, niebieskie oczy.

-Monika, musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać- momentalnie spoważniałem. Wiedziałem, że to ten moment, bo przecież jak nie ten to jaki inny? Nie będzie innego dogodniejszego. Wiem, że to chamowate i gburowate rozstawać się z dziewczyną zaraz po upojnej nocy, ale nie umiałem jej tak oszukiwać przez kolejne godziny.

-Misiu co się stało? Zmieniamy mieszkanie w końcu?- zapytała. Mieszkanie no tak, mieliśmy znaleźć coś większego.

-Ja zmieniam. Ty nie. Musimy się rozstać- mówię stanowczo, i wtedy dostrzegam gwałtownie napływające łzy do oczu dziewczyny, by po chwili do uszu doszła symfonia jej płaczu

-Jak rozstać? Nie rozumiem. Misiu wczoraj było nam tak dobrze. To moja wina prawda? Ja coś źle zrobiłam?- pyta już się obwiniając. Zrobiło mi się gorąco, a fala uderzeniowa ciepła jaka przeze mnie przepływała była proporcjonalna do temperatury lawy w wulkanicznym stożku.


-Wiem, że to mówią faceci w filmach i że najczęściej była to nie prawda, lecz teraz jest to prawdą.  To moja wina. To we mnie coś pękło. Nasze uczucie, a może inaczej, moje uczucie nie jest takie jak dawniej. Nie mogę już się męczyć. Nie mogę już Ciebie męczyć. Musimy się rozstać tak będzie lepiej. Nie powiem też, że zostaniemy przyjaciółmi, ani spróbować dalej inaczej, bo to brzmi tak jakby zdechł mi kot, a ja na siłę chcę go zmumifikować i zatrzymać dalej. To nie realne- ciągnę moje przemówienie dalej, a ona płacze coraz głośniej. A mi pęka serce. Bo chyba każdemu mężczyźnie pęka serce, gdy słyszy płacz kobiety. Przynajmniej powinno. – Wyprowadzę się jeszcze dziś.- Chciała jeszcze temu zaprzestać, widać że chciała usłyszeć trzy słowa ‘To żart kochanie’ lecz to nie był żart. To złośliwa rzeczywistość która dosięga każdego. Nawet mnie na pozór idealnego.

_____

Rozdział dedykuje kochanej użytkowniczce oczekującej na rozdział. Bardzo proszę do dla Ciebie i przepraszam, że musiałaś czekać tak długo.

Proszę odpowiedzcie na ankietę która jest z boku.

KOMENTUJCIE, KOMENTUJCIE, KOMENTUJCIE.

Zapraszam  WŁODARCZYK/KOSOK/ JEDNOROZDZIAŁOWCE.

Zadaj mi pytanie na ASK!.



Pozdrawiam Anka