środa, 11 grudnia 2013

Epilog.







 Burza.  Czy to tylko spotkanie dwóch frontów atmosferycznych powodujące wyładowanie energii. Czy to bliskie spotkanie zimnych i ciepłych masywów powietrza?  Czy to ogromne i silne pioruny które powodują gęsią skórkę na naszym ciele, i przede wszystkim strach. Niektóre dzieci chowają się pod puch kołdry, inne zaś kryją się w czeluściach szafy.  A może burzą nazywamy kłótnie nie tylko dwojga kochanków, po prostu ostrą niczym złote pioruny wymianę zdań. Czym więc jest ta burza? Czy możemy się jej przeciwstawić? Jakoś zaradzić ? Oczywiście, nic na to poradzić nie możemy. I to jeśli chodzi o pogodę jak i o dwoje ludzi.

Mijały tygodnie, które szybkością przypomniały ułamki sekund. Życie każdego dnia pozytywnie mnie zaskakiwało.  Ja Michał staliśmy się sobie bliscy. Mam do niego 100% zaufanie, a to dziwne, bo nie miałam nikogo tą zażyłością obdarzyć.  Oczywiście zdobyłam Mistrzostwo  Polski, byłam tego dnia prze-szczęśliwa, był ze mną mój chłopak, który wierzył we mnie z całych sił, a wtedy osobiście ja wątpiłam w swój jednostkowy sukces.

-Kochanie mówiłem, że Ci się uda. Ale, nie wolałaś mi nie wierzyć- powiedział mocno przytulając się do mnie, praktycznie uniemożliwiając moim płucom prawidłową prace

-No bo to było takie nierealne- stwierdzam po chwili nadal w to nie wierząc.

-Dla nas wszystko jest w zasięgu ręki-  przekonuje mnie. Moje powieki spotykają się, a w głowie powstaje miły obraz, a gdzieś w środku czuje ulgę i satysfakcje może nawet pewnego rodzaju spełnienie. Tak, to na pewno.  Jednak jak wszystkim wiadomo szczęście nie trwa wiecznie, chociaż mocno tego chcemy. Moje szczęście trwało i tak długo, bo zdążyłam się przyzwyczaić, że przyciągam do siebie ból i cierpienie. Zauważyłam, że prawdą jest to, że jestem chyba pechowa i nikt nie powinien mnie kochać. Koniec mojego szczęścia przyszedł wbrew pozorom w jeden z najpiękniejszych dni naszej Polskiej Jesieni. Szłam z naszego już wspólnego mieszkania na kolejną tego dnia próbę. Gdzieś w głębi siebie czułam, że coś jest nie tak jednak nie dopuszczałam do siebie tej wiadomości.  Mijałam obok hale na której teraz trenował mój chłopak, który notabene miał mnie odebrać. To co zobaczyłam zatrzymało bicie mojego serca na moment, a łzy momentalnie zebrały się pod powiekami i stworzyły czarne kreski bólu na nagle bladych policzkach. Wzięłam pośpiesznie torbę z chodnika i ruszyłam ku miejscu które miało dać mi ukojenie duszy, a ukojenia owego nie dało.

Na próbie początkowo byłam sama, w głośnikach na maksymalną głośność dudniła Katy Perry, a duszy ciągle było mało. Ciągle chciała krzyczeć, ciągle krwawiła. Kiedy przyszedł Aleks próbowałam robić dobrą minę do złej gry. Chyba mi się to udawało, bo mimo, że w środku pękałam to, na twarzy gościł ironiczny uśmiech. Tylko taniec nie jest taki jak zwykle, nie czuje nic.  Trenerka stopuje muzykę, patrzy na mnie znacząco, lecz ja nie potrafię nic powiedzieć, nic zrobić.
-Macie 10 minut, wykorzystajcie je dobrze, bo Mistrzom Polski nie mogą zdarzać się takie przestoje. – mówi, po czym wychodzi. Na Sali panuje głucha cisza,  stoję na środku parkietu, głowa odchyla mi się samowolnie do tyłu, a ręką gładzę sobie szyje. Nagle czuje na  swoich biodrach dotyk i widzę duże dłonie, początkowo sądziłam, że Alek nie chce robić przerwy, tylko ćwiczyć na sucho, bez muzyki. Lecz gdy czuje pocałunki na plecach odrywam się od chłopaka szybko.

-Alek co Ty do cholery jasnej robisz? – patrzę na niego z wrogością, lecz ten przybliża się do mnie i mówi

- Przepraszam, nie umiem inaczej, bo odkąd Cię po raz pierwszy zobaczyłem to się  w Tobie zakochałem, nie potrafię patrzeć na Ciebie z nim. Nie jest dla Ciebie wystarczający.

-Nie masz prawa go oceniać!- podnosisz głoś, lecz tancerz nic sobie z tego nie robi tylko wpija się w Twoje usta, lecz nagle drzwi od sali otwierają się, a chłopak odkleja się od Ciebie, a ty momentalnie wymierzasz mu silny policzek. – Drań- krzyczysz, patrzysz na osobę, która jest Twoim wybawicielem i widzisz przyjmującego, który patrzy nie dowierzając do końca w zaistniałą sytuację.

-Długo to trwało, długo mnie zdradzasz? To ja Cię przyjmuję pod swój dach, oddaje Ci swoje serce, a Ty tylko pogrywasz? Bawisz się moimi uczuciami- mówi oskarżycielsko.

-Błagam Cię nie bądź cyniczny- mówisz przez łzy- Nigdy z nim nie byłam i nigdy z nim nie będę, bo nie  jestem w stanie pokochać kogoś innego równie mocno niż ciebie, a uczucie to i tak by było tylko obłudną imitacją miłości.- stwierdzam – Widziałam Cię z nią, widziałam Was, to koniec. Nie ma już nas- znów potok łez wydobywa się z pod moich powiek. Wybiegam ze szkoły tańca, nie zważam już na nic. W pośpiechu wpadam na przechodniów nie przepraszając ich zmierzam w nieznanym mi wcześniej kierunku. Biała letnia sukienka rozwiewa się w pędzie wiatru. Nie czuje zimna. Słyszę jednak za sobą wołania Michała, jednak wyrządził mi za dużo krzywdę, oskarżył mnie, a sam nie był mi wierny, i to najbardziej bolało, bo zabrał mi serce.  Nawet spalenie go w aloesie nie da ukojenia.

Nie wiem nawet w jaki sposób znalazłam się na środku drogi. W środku dnia. W środku końca. Nagle to czego tak bardzo nienawidzę. Nadchodzi cisza. Czas biegnie wolniej. Samochód który nadjeżdża nie wiadomo skąd uderza wolniej w moje słabe i kruche ciało. Wolniej przelatuje przez jego maskę. Wolniej upadam na zimną jezdnię. Wolniej moja głowa uderza o nią roztrzaskując kości. Wolniej umieram. Nie wiadomo skąd pojawia się on. Unosi lekko moją głowę. Kurz i szkło które rozbiło się pod wpływem impetu opadają na moją tiulową sukienkę. Tłumy gapiów znajdują się koło nas nawet spanikowana młoda dziewczyna, która mnie poturbowała. Ktoś dzwonił po karetkę, lecz to wszystko się wtedy nie liczyło. Wiedziałam, że dzisiejszego dnia zdarzy się coś okropnego i się nie myliłam.

-Kochanie, ja Cię kocham, ja z nią nic nie mam wspólnego, to co widziałaś, to zbieg okoliczności zwykły zbieg okoliczności – zapewnia

- Michciu nic nie mów, Bądź tylko przy mnie. Bądź bo odchodzę. Idę się spotkać z moim kochanym  tatusiem. – mówię ostatkiem sił. Czuje jak brunatna, cierpkawa krew wypływa mi z nosa. Czuje jej okropny smak.

-Nie zostawiaj mnie, błagam. Nie poradzę sobie bez Ciebie- mówię nachylając się nad nią coraz bardziej, coraz bardziej lekka głowa ukochanej znajduje się na moich kolanach. Łzy zbierają się w oczach, głos drży.

-Poradzisz sobie. Uwierz mi. Kocham Cię najbardziej na świecie jak nikogo innego.- mówi, a głowa jej opada do tyłu. Włosy wiszą w powietrzu. Ręce również są bezwładne. Podciągam jej wątłe ciało lekko do góry i z heroicznym szlochem wtulam się w zakrwawioną, nadal ciepłą twarz dziewczyny. Mojej malutkiej kochanej dziewczyny.

Minęło równiutko 13 miesięcy odkąd Lila odeszła, moje życie skupia się tylko na ciszy. Wegetuje balansując w otoczeniu jakim ona balansowała, żyje w świecie ciszy. Nie widzę sensu by grać, by śnić, by się śmiać. Nie widzę sensu na nic. Chciałbym cofnąć świat. Nie wypowiedzieć słów, które wypowiedziałem. Nie zrobić czynów które zrobiłem. Wiem, że patrzy na mnie z góry, uśmiecha się nikle jak to miała w naturze. Odchodząc zabrała mi serce, teraz to ja jestem niepełnosprawny, niepełnosprawny duchowo, jestem facetem bez serca, bo nie pokocha ono już nikogo. Stało się ono zbędnym balastem w moim ciele. Jest to tylko zbędny głaz, głaz bez uczuć, zwykła pompka do krwi. Zastanawiam się co by było gdyby, gdybanie to mój najlepszy przyjaciel. A poczucie winy ? Bo umarła ona przeze mnie. Poczucie winy jest dla mnie najgorszym katem, który przychodzi codziennie wyrywając mi myśli z głowy, przyćmiewając mi wspomnienia. Nie może odebrać mi dwóch rzeczy-miłości i ciszy. Mojego świata ciszy.








___________________
Poczucie winy teraz od środka zżera mnie, bo ten epilog jest za słaby. Przepraszam Was za spóźnienie i za dodanie epilogu dopiero teraz. Jest mi jakoś smutno, że to już koniec.  Nie umiem się żegnać. Idę popłakać w kąt. 

Co więcej znajdziecie mnie n TU. TU.
No i z tego miejsca serdecznie Was zapraszam do mojej nowej historii. LINK. Jest ona inna niż wszystkie, bo 5 rozdziałowa. Dokładniej będzie emisja planowana na 4 stycznia. Teraz katuje Was Nowakowskim

A no i na ASK'a zapraszam.

KOCHAM WAS!! <33

Dziękuję wszystkim którzy wytrwali do końca, którzy czytali, którzy po prostu byli.
Teraz czas na was, pokażcie mi ile was tu było, czy ten blog wywarł w was jakieś uczucie, cokolwiek by to nie było podzielcie się tym ze mną.

Całuję, (ocierając czarne łzy) Anka 

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 9


‘Nie chce żyć bez Ciebie, ale i nie chce mieć znów złamanego serca’


Życie. Najtrudniejszy element naszego Ziemskiego bytu. Zdecydowanie. Bo do samego końca nie masz pewności, czy w pełni je wykorzystałeś. Czy każdy złapany przez ciebie haust powietrza był wyjątkowy. Czy każda chwila spędzona była magiczna. Czy każdy pocałunek był przepełniony miłością, a każdy dotyk ciepłem. Nie wiemy też czy wykorzystaliśmy wszystkie postawione przez los na nasze leśne drogi szanse.  Chcemy umierać będąc spełnionym. Chcemy umierać będąc szczęśliwym. Chcemy umierać będąc kochanym.

Chciałabym być obojętna na świat który mnie otacza. Chciałabym być odporna na jakiekolwiek uczucia. Wiem, że mam w sobie tyle siły, że nie poddam się nigdy. Wiem, że odtrącenie matki nie załamie mnie.  Inna miłość zastępuje poprzednie, ale żadna z nich nie zastąpi mi miłości rodzicielskiej, bo taką ma się jedną w życiu.   Siedzę już kolejną godzinę w mieszkaniu przyjmującego wpatrując się w ciepły płomień kominka. Zmęczenie niby gościło  w moim ciele, ale za cholerę nie mogłam spać. Nie chciało mi się jeść. Myślałam tylko w kółko nad tym, czy była to moja wina, czy mój kochany, jedyny tatuś umarł przeze mnie. Jaką musiałam być wyrodną córką, że własna matka się mnie wyrzekła. Przestała kochać. Ubrana w rozciągniętą na każdą stronę koszulkę cicho łkam, wykręcając sobie palce które bezwładnie strzelają.  Michał już jakieś 45 minut temu zniknął w czeluściach łazienki, zostawiając mnie ze sobą samą co okropnie mnie przerażało.

-Nie płacz, błagam.- nagle ciszę którą kiedyś tak bardzo kochałam, do której się przyzwyczaiłam. Do ciszy która była moim brzemieniem, ale i pieprzoną oazą.

-Nie potrafię inaczej- prostuję cicho – Nie Lilka, Ty nie chcesz inaczej- dodaje szatyn, a ja nie potrafię nic więcej dodać. Wiem, że ma 100% racje. Chce być silna, jednak nie umiem. Nie radzę sobie z życiem

-Wiesz Michciu, może lepiej było by, gdybym wtedy. No wiesz, - łzy znów mnie przytykają, a dociekliwy wzrok chłopaka wbija się przeokropnie mocno w moją twarz- Wydaje mi się, że to ja powinnam była umrzeć tamtej nocy. Nie musiałabym teraz tak cierpieć, nie musiałabym płakać, nie musiałabym po prostu żyć. Patrzeć i czuć jak me serce krwawi dzień w dzień katując się cierpieniem. Nie jestem fetyszystką bólu. Nie umiem sobie z nim radzić, chociaż bym tego bardzo chciała. Nie rozumiem świata. Taniec mnie już nie cieszy. Jestem nikim Michciu, nikim.

-Boże, gdybyś była facetem teraz mocno rozważałbym to, czy nie dać Ci w japę. Jak możesz tak mówić. Nie umarłaś, bo masz jeszcze do zrobienia coś pożytecznego na tym świecie. Każdy człowiek cierpi podczas swojego życia. Nosi pewnego rodzaju piętno. Nie można od niego w żaden sposób uciec- tumaczy- Musisz przestać oglądać się wstecz. Życie zbyt krótko trwa, Bóg miał jakiś plan. Nadal go ma.

-Bóg chyba urządza sobie  z ludzi niezły dramacik jak to się mówi w telewizji ‘ na faktach autentycznych’ jeśli tak, to ja mam już tego kompletnie dość. Mówię pas. Wycofuje się. Nie chce grać w tym jebanym przedstawieniu pierwszych skrzypiec- mówię, wtrącając się.

-Obawiam się Lilka, że w tym przypadku nie masz nic do gadania. Bo Ty chyba nie rozumiesz, że ktoś na tym świecie Cię jeszcze kocha- mówi, a ja dopiero teraz widzę jak stoi przede mną w samych dresowych spodenkach w rękach dzierżąc mokry, pomarańczowy ręcznik.  Dopiero teraz dostrzegam, wolno spływające małe krople wody z muskularnych ramion. Dopiero teraz dostrzegam, jak mocno ma wyrzeźbiony tors.

-Właśnie nie wydaje mi się Misiu – dodaje, a mój wzrok nie jest już zawieszony na niebieskich oczach przyjmującego, a na jego klatce piersiowej.

-A mi się wydaje inaczej- znów się ze mną sprzecza- Niby kto? –pytam, a miedzy nami nastaje chwila niekomfortowej ciszy. –  Wiesz, ty kompletnie nic nie widzisz. Nic, al. Ja CI ułatwię zadanie. To ja kocham Cie jak wariat, do ostatku tchu, wiem, że to Ci nie wystarcza. Przepraszam- robi mi się tak ciepło na sercu. Tak idealnie. Nie doznałam wcześniej takiego uczucia. Czuje niepohamowaną chęć zatopienia się w jego ustach. Wstaje i za pomocą jednego dużego susa znajduję się już koło niego badając fakturę jego ust. Robimy to łapczywie, jakby świat miał za moment wybuchnąć z gruzem ludziom dając dom zwany nicością. Mokry ręcznik z impetem uderza o ciemno-brązowe panele. Gdy brakuje nam już powietrza oddalam się od niego nieznacznie -  Boje się Michał tak strasznie się boje. – mówię- Nie bój się niczego, przy mnie nic Ci nie grozi. Zostaniesz ze mną już na wieczność. Nigdy nie pozwolę Ci odejść –stwierdza z ogromnym przekonaniem – Nie chce żyć bez Ciebie, ale i nie chce mieć znów złamanego serca.

-Nie będziesz miała, obiecuje- mówi.


Wychodzę z łazienki, a ona znów płacze. Serce po raz kolejny pęka mi na  milion kawałków, bo kobieta którą kocham, tak bardzo cierpi, a ja nie umiem jej pomóc. Nie umiem odebrać jej cierpienia i usytuować go na mnie samego . Zastanawiam się czemu tak długo siedziałem pod tym prysznicem i pozwoliłem na to by wrząca woda raniła moją skórę, chyba, dlatego że musiałem dać zmyć z siebie dzisiejszy dzień. Dać ukojenie psychice.  Gdy mówi do mnie Michciu to moje serce bije coraz szybciej, już wiem jak bardzo ją kocham

-Boje się Michał tak strasznie się boje- mówi- Nie bój się niczego, przy mnie nic Ci nie grozi- gwarantuje jej.- Zostaniesz ze mną już na wieczność. Nigdy nie pozwolę Ci odejść- mówię – Nie chce żyć bez Ciebie, ale i nie chce znów mieć złamanego serca.-  stwierdza z kolejną falą cierpienia w głosie.  W odwecie znów mocno naciskam jej usta, mokry ręcznik upada na panele. Jej włosy symetrycznie układają się na ramionach. Jednym lekkim podskokiem dziewczyna lokuje się na moich biodrach. Chwytam ją mocno za pośladki. Moje dłonie się lekko zaciskają, a Lilka kwituje to drobnymi piskami. Odrywam się od niej, nie puszczając jej oczekując na pozwolenie.

-Proszę Cię nie przerywaj- mówi, a ja kończę swoje dzieło. Idę w kierunku sypialni dzierżąc na dłoniach damę swojego serca. Kładę ja na łóżku. Nachylam się nie przestając całować. Obejmuję mnie za szyję, jakby bała się, że ten cała chwila pryśnie jak bańka mydlana. Lecz ja nigdzie nie miałem ochoty uciekać.  Ściągnąłem delikatnie rozwleczoną koszulkę z dziewczyny. Przed moimi oczyma ukazują się kształtne piersi. Ona jednym ruchem ręki pozbawiła mnie szarych dresów. Reszta popłynęła lekko. Poruszaliśmy się razem tak rytmicznie, jak idealni kochankowie, bo niebywale nimi byliśmy. Było tak idealnie. Najlepiej w życiu. Momenty szczytu przyszły tak szybko, bo przecież to sama nasza miłość do siebie była naszym szczytem. Księżyc oświetlał nasze nagie ciała.  Było tak dobrze. Chciałbym zasypiać i budzić się koło niej już zawsze.

-Kocham Cię, tak bardzo Cię kocham-powiedziałem całując jej włosy


-Ja Ciebie też, Michciu- dodała i zasnęła, kładąc twarz na mojej klatce piersiowej która nadal nie mogła się uspokoić. 

______
Tak bardzo zjebałam ten rozdział. Przepraszam. 
Następny rozdział, będzie tym końcowym. Tym pożegnalnym, tak zwanym epilogiem. A ukaże się on za 2 tygodnie.

W tak zwanym międzyczasie dodałam prolog na moim ubóstwionym Nowakowskim, na którego prze-serdecznie zapraszam.  KLIK

Zapraszam również na przedostatniego Włodraczyka, i do Igły, no i Kosy.

Ostatnio miałam przyjemność porozmawiać ze świetną dziewczyną, która zaczęła pisać, ale o czymś bardziej prawdziwym niż moje bzdety. Wejdźcie tam i zostawcie po sobie ślad. Doceńcie te emocje. To całe piękno.   http://www.perypetienastolatkiinietylko.blogspot.com

Założyłam również dawno kiedyś FEJSA na którego serdecznie zapraszam, lajkujcie kochane lajkujcie.
ZAPRASZAM RÓWNIEŻ NA ASKA, NAPISZCIE COŚ TAM POWIEDŹCIE, COKOLWIEK.

Koniec marudzenia. Zróbcie tu na dole HAŁAS, kochane, HAŁAS.

Pozdrawiam Anka 





wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 8


' Nie powinnaś tego robić. Nie powinnaś tak na niego patrzeć'

Przemijanie. Czasami są chwile które chcielibyśmy zachować w pamięci na zawsze. Chcielibyśmy w naszym mózgu zarejestrować każdy choćby najmniejszy ułamek sekundy, bo przecież nasze życie składa się z chwil. Pojedynczych chwil które nadają cech jego dalszego biegu. Musimy również zdawać sobie sprawę, że żaden z momentów się nie zdarzy. Nie powróci. Nawet jeśli byśmy tego bardzo chcieli, fortuna toczy się dalej i życie biegnie dalej z zastraszającym tempem.   Kiedyś jeden z pisarzy napisał, że nasze życie to 2/3 mrugnięcia oka. Czy to dużo?  To nicość w porównaniu z wiecznością.

Kolejna próba, która wykańcza mnie fizycznie, dodatkowo potęguje upadek mojej psychiki, która po spotkaniu z matką była równa zeru, albo nawet i spadała do minusowej otchłani.  Momenty w których ćwiczymy unoszenia i Alek podnosi mnie do góry, a ja w powietrzu mogę rozprostować ręce, nogi i po prostu frunąć to najpiękniejsza chwila. Chwila beztroski i to jest właśnie ta chwila, która pamiętać będę wiecznie. Wydaje mi się, że jestem w innym świecie, w takim gdzie zawsze jest dobro, a zła królowa jest unicestwiona w pierwszej scenie, a ja płynę dalej. Unoszę się nad horyzontem. Teraz jeszcze kiedy słyszę, mój taniec jest inny niż wcześniej .Teraz wiem, że to życie jest najlepszym trenerem i scenografem.. Przed wypadkiem, tańczyłam, byłam 50 % tancerką, która dobrze prosperowała. Byłam dziewczyną która nie do końca wierzyła w swoje możliwości, której brakowało tego czegoś, ale mimo wszystko byłam dziewczyną która walczyła do końca. Potem był ten cholerny dzień, którego nie chcę pamiętać, ale wyrył już w mojej podświadomości wielką dziurę, i muszę z nią żyć. Ona musi dawać mi siłę inaczej sobie tego nie wyobrażam. Nie mogę powiedzieć jaką jestem tancerką teraz. Mogę powiedzieć jedno, że życie wiele mnie nauczyło, teraz moja dusza będzie to emanować, będzie  cholernie długo będzie się goić, a najlepszym antybiotykiem będzie taniec, który dzięki temu, że znów słyszę przynosi mi jeszcze więcej radości. Próba nie trwała 45 minut tak jak powinna, a 120, moim obolałym nogom i tak było mało. Przez ten cały pobyt w szpitalu kompletnie straciłam formę, dobrze  że przynajmniej waga jest taka jak powinna być, nie wiem czemu nawet poruszam tę kwestie przecież wszyscy wiemy jak karmi służba zdrowia.

-Byłaś dziś niesamowita- stwierdza mój partner, a mi jest strasznie głupio, bo ton jego głosu nie jest kompletnie taki jaki sobie wyobrażałam. Alek ma bardzo niski i postawny, męski głos, a ja wyobrażałam sobie jakiś dziewiczy pisk przed mutacją i jeszcze byłabym spełniona gdyby nie wymawiał literki ‘r’, cóż za głupia ironia, bo chłopak to całkowite przeciwieństwo obrazu wytworzonego w mojej wyobraźni

-Dziękuje- odpowiadam, patrząc mu głęboko w oczy, a moje pełne blasku tęczówki wysyłają milion ogników dookoła i jeszcze ten pocałunek u mnie pod domem. Nie wiem, czy to powinno się zdarzyć. Nie wiem, czy to była moja wina, bo potrzebowałam bliskości, pocieszenia.  Nie wiem, czy ja naprawdę tego chciałam. Wiem jedno ten chłopak naprawdę mnie instyguje, jest w momentach w których powinien być, zdaje mi się, że to taki mój mały książę, który ratuje mnie, biedną księżniczkę z licznych opresji. Po chwili słyszę znaczące chrząknięcie, odwracam głowę w kierunku dochodzącego głosu i widzę czerwonego do granic możliwości siatkarza, uśmiecham się do niego szeroko i podążam w jego kierunku.

-Nie powinnaś tego robić- zwraca mi uwagę lecz ja kompletnie nie wiem o co mu chodzi, co wyczuwa dodając- nie powinnaś tak na niego patrzeć

-Patrzyłam na niego najnormalniej w świecie- mówię broniąc się

-Nie, ten wzrok powinien być zarezerwowany tylko dla mnie – no pewnie. Znamy się nie długo,  a on mi mówi jaki wzrok powinien być zarezerwowany dla niego. To trochę szybko. Jest mi głupio, bo widzę, że on coś do mnie czuje. Nie wiem czy to zauroczenie, czy coś poważniejszego. Nie wiem w ogóle czemu tak się stało i jak to się stało, że siatkarz takiej klasy, który mógł mieć każdą wybrał akurat mnie, że chce się starać, zabiegać o względy skoro u innej skinie palcem i ta już jest jego. Może jest prawdziwym wojownikiem i nie idzie na łatwiznę?

-Dobrze Miśku- odpowiadam cicho, prawie niedosłyszalnie. Po tych słowach przyjmujący chwyta moją dłoń w swoją ciepłą i zaplata nasze palce. Gdy tylko czuje jego dotyk przez moje ciało przechodzi momentalnie dreszcz, który jest bardzo przyjemny. Znów się pojawia. Nie wiem jak mam nad tym wszystkim panować. Nie chce okazywać emocji.


Zazdrość. Czy mogę ją czuć ? Czy może przeszywać mnie od stóp aż po ostatni włos z grzywki ? Przecież nie znamy się z Lilką długo, nie mogę jej kochać. Jedynie mogę być nią zauroczony. Jej tańcem.  Pięknym blaskiem oczu, uśmiechem i tymi zmarszczeniami na czole,  gdy to robi. Gdy czekałem na nią na dole, gdy poszła pomówić z matką i wziąć rzeczy na kolejną próbę, to już za nią tęskniłem. Minuty dłużyły się przeokropnie. Nie mogę pomyśleć, że ta mała istota wywołała tyle emocji w moim sercu i nie tylko. Nie mogę powiedzieć, że to przez nią zerwałem z dziewczyną, bo to nie tak. Czasami gdy to nie jest to, to uczucie przemija. Pęka jak bańka mydlana.

Wybiega z mieszkania, na jej bladej, ale pięknej twarzyczce pojawiają się łzy. W mojej duszy również pojawia się smutek. Mimowolnie. Prostuje swoje ciało, by dziewczyna mogła się w nim zatopić, oplotłem ją swoimi długimi ramionami, a ona wylewała swoje słone łzy w moją klubową bluzę. Nie wiem jaką zimną osobą trzeba być, żeby powiedzieć takie słowa własnej córce, na pewno taką osobę nie można nazwać rodzicielką.  Lilka właśnie teraz potrzebowała jej najbardziej. Już teraz wiem czemu nigdy jej nie było przy szpitalnym łóżku swojej pociechy, że nie trzymała jej za malutką dłoń, że nie ocierała łez, że po prostu jej nie było. Oczywiste było, że ja tej małej tak nie zostawię, bo stała się częścią mojego serca.  Zaproponowałem jej, że dzisiejszą noc spędzi u mnie i nie miała żadnej możliwości odmowy. W głębi siebie wiedziałem po prostu czułem, że muszę jej pomóc za wszelką cenę. 

Nie wiem, co mną kierowało, że po chwili musnąłem delikatnie jej suche spragnione usta. Smakowały idealnie, nigdy wcześniej nie doznałem takiego uczucia. Bałem się, odrzucenia. Bałem się, że za lada moment dziewczyna odepchnie mnie od siebie i wymierzy mi siarczysty policzek, ale tak się nie stało.  Ona jeszcze mocniej przywarła do moich ust łapiąc się kurczowo mojej bluzy, tak jakby bała się, że jej ucieknę, a ja uciekać nie miałem zamiaru. Wszystko to, cała ta chwila wydawała się magiczna. Nierealna, jednak właśnie wtedy poczułem, że każde zdarzenie może mieć miejsce, że każda chwila i marzenie może się spełnić jeżeli tylko tego bardzo chcemy. Wtedy nawet czas się zatrzymał. Oderwaliśmy się od siebie w momencie w którym zaczęło brakować nam powietrza. 

Popatrzyłem na jej piękną twarzyczkę, na której namalowane były chyba wszystkie emocje. Od wielkiego żalu do swojej matki, do lekkiego zawstydzenia zapewne chwilą która miała miejsce w nie tak dalekim odstępie czasu.
Tańczyli, tańczyli tak pięknie, że zapierało dech w piersiach. Lilka była idealna. Każdy jej ruch był perfekcyjny i przemyślany do granic możliwości. Chciałoby się wydawać, że jest tylko porcelanową lalką, której ruchy zaprojektowano, lecz to była moja Lilka, Lilka bez skazy. Po upływie kilku kwadransów kończą i rozmawiają. Jej oczy wysyłają w jego kierunku milion ogników, co nie uchodzi mojej uwadze. Nie podoba mi się to. Gdy rozmowa im coraz bardziej się klei moje zdenerwowanie dochodzi do poziomu apogeum. Z mojego gardła mimowolnie wydobywa się dźwięk, który ma zakomunikować drobnej dziewczynie, że chyba lekko się zapędzą. Zapędza, dziwne, bo nie jesteśmy razem, chyba, ale czuje, że nie potrafię obojętnie obok niej. Mówię jej o swojej zazdrości, a ona znów tak cudownie się uśmiecha, policzki zachodzą delikatnym różem który minimalnie podnosi temperaturę.

Jesteśmy na parkingu i idziemy w kierunku mojego samochodu, gdy panująca między nami ciszę przerywa jej melodyjny głos

-Michciu, mam do Ciebie przeogromną prośbę- pierwszy raz ktoś zwrócił się do mnie w taki sposób i bynajmniej nie denerwuje mnie to. Jest mi jakoś tak dobrze, czuje się jak małolat, zwykły małolat.

-Słucham?- odpowiadam, a Lilka pucha powietrzem. Widać, że nie wie jak zabrać się do tej rozmowy, która nie będzie łatwa.

-Czy mógłbyś podwieźć mnie jeszcze na chwilę do mojego mieszkania, znaczy mieszkania mojej matki. Chciałabym zabrać stamtąd rzeczy, bo jak teraz sam wiesz, jestem bezdomna- stwierdza.

-Nie jesteś bezdomna!- krzyknąłem lekko- Masz mnie. Pamiętaj. Wbij to sobie do tej swojej pięknej główki- dodaje.  A ona uśmiecha się grymaśnie. Po chwili jesteśmy pod jej blokiem, w którym dziewczyna znika. Zjawia się. Nie ma dobrej miny. Najprawdopodobniej doszło do kolejnej wymiany argumentów między nią, a jej matką.  Wsiada do auta, dalej nic nie mówi. Ja naciskać też nie chce, bo jeśli będzie chciała porozmawiać to, to zrobi.


Stoimy na czerwonym świetle, a głośnikach dudni jedna z piosenek Markowskiego i Perfectu.  Moje palce wybijają rytm na skórzanym obiciu kierownicy. Do moich uszu dopływa również dźwięk głosu Lilki która śpiewała, dość rytmiczną piosenkę. Po następnym wersie dołączam się do niej i tworzymy niezły duet. Wtedy olśniło mnie, że to nie zauroczenie, tylko prawdziwa miłość.

_____________
Rozdział opublikowany wcześniej, z tego względu, że dziś w nocy ruszam do Krakowa i nie wiem jak będzie wyglądał tam dostęp do internetu. Znaczy dostęp to będzie, ale nie wiem czy ja będę zdolna do funkcjonowania. 

Ta notka będzie trochę inna, bo widzicie muszę się Wam do czegoś przyznać. Mówiłam, że blog o Piotrku ( na którego serdecznie zapraszam) będzie ostatnim z mojej blogowej twórczości, a jednak myliłam się, za co bardzo przepraszam. Chciałabym, aby jednak TA historia była ostatnią. Co mogę Wam o niej powiedzieć, chyba tylko to, Że wystąpi w niej Krzysztof Ignaczak no i co więcej, będzie miał on wypadek. Więcej nie mogę zdradzić. Więc zapraszam na dont-blame-yourself.blogspot.com




 Co mogę jeszcze powiedzieć, strasznie boli, że mimo dużej ilości wyświetleń( które chyba nabijam sobie sama)    jest tak mało komentarzy. No kochane, pokażcie na co was stać !
Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytanie ZAPRASZAM NA ASK'A !

Na sam koniec chciałabym przesłać Wam zdjęcie które jest moją nową tapetą i które wywołuje u mnie uśmiech zawsze gdy na nie spoglądam 


TO TYLE. POZDRAWIAM ANKA.


piątek, 25 października 2013

Rozdział 7

‘Ocal mnie, nim zatracę wiarę w sens’

Szybkość.  Czym ona jest? Czy to ilość czasu jaką potrzebujemy do zrobienia czegoś ? Chyba tak. Niektórzy lubią żyć szybko, albo tak im się wydaje, jednak teraz wszyscy tak żyją. Ja kiedy tańczę zatrzymuje ten biegnący w zastraszającym tempie czas. Jestem w innym miejscu. Jestem wtedy taka beztroska.

Kiedy dowiedziałam się, że za raptem tydzień czasu są Mistrzostwa Polski nie mogłam uwierzyć, że tyle czasu już minęło i było mi z tym niewyobrażalnie źle. Bałam się, że nie będę wstanie dojść niejako fizycznie, ale i psychicznie do tego przedsięwzięcia. Działo się wiele. Kiedy już Michał odwoził mnie do domu dowiedziałam się kilku rzeczy jedna z nich był fakt, że w szpitalu przyjmujący był moim narzeczonym co oczywiście strasznie mnie zdziwiło. Nie wiedziałam, że obcy człowiek może na tyle się zainteresować i zaangażować w moją sprawę, że udaje przed innymi kogoś bliskiego mojego serca. Oczywiście próbowałam udać, że informacja ta w ogóle mnie nie rusza, a w głębi mnie było mi tak niewyobrażalnie gorąco, ręce nerwowo zaciskały się na wątłym i lekko bolącym udzie.

Strasznie dziwnym uczuciem, było odzyskanie w pewnej części słuchu. Było to dla mnie niewiarygodnie dziwne uczucie, mimo że przecież niedawno słyszałam. Jednak przyzwyczaiłam się do życia w ciszy. Uciekałam wtedy od pewnego rodzaju problemów i nie słyszałam komentarzy ludzi na niektóre tematy. Oczywiście, to nie tak, że ja tego słuchu odzyskać nie chciałam, bo było to by jedno z kłamstw. Chciałam odzyskać słuch, bo bycie inwalidą w naszym kraju oznacza wiele nieprzyjemności. Ludzie patrzą na Ciebie jak na jakiegoś wyrzutka. Kiedyś Amelka powiedziała mi, że są ludzi niepełnosprawni nie ma inwalidów, ani innych. Bycie niepełnosprawnym to stan umysłu. Tylko ludzie których psychika nie wytrzymuje pewnego rodzaju piętna to tych nazywamy niepełnosprawnymi. Ja przez swój defekt, przez swoją pewnego rodzaju niepełność stałam się kimś innym, kimś kim chciałabym być i wcale nie czuje się gorsza od innych słyszących ludzi, bo wiem, że ja mam swoją wartość. Nie potrzebuje litości ani innych ulg, bo ja niepełnosprawna nie jestem.

-Kiedy idziesz na próbę ? –pyta chłopak by przełamać dziwną ciszę i atmosferę miedzy nami

-Postaram się już dziś, Alek pewnie nie wie co dalej, czy tańczymy czy nie. I ja muszę poprawić swoje solówki- odpowiadam, a mam wrażenie, że głos mi drży jak na przedstawieniu w przedszkolu gdy miałam wygłosić piękny wiersz o pomidorze

-Mogę przyjść? –pyta, i gdy widzi moje zmieszanie i wielką konsternacje dopowiada- Lubię patrzeć jak tańczyć, bo jesteś niesamowita w tym co robisz.

-To pewnie tak jak i ty i siatkówka- wypalam i po chwili gdy do mózgu dochodzi sens wypowiedzianych przeze mnie słów milknę, a odpowiedzią jest ciche ‘chyba’ przyjmującego i mój perlisty śmiech. Nie wiem, dlaczego tak zachowuje się przy tym chłopaku, ale to nie przypomina mnie. Jestem taka inna, otwarta, bezczelna, a zarazem taka cicha, krucha i delikatna. -  Więc jeśli nie byłby to dla Ciebie problem mógłbyś od razu jechać na salę?- pytam, na co dostaje otwierające skinienie głowy. Po około kwadransie stoję naprzeciwko mojej blaszanej zielonej szafki w której wiszą ciuchy na tak zwany wszelki wypadek. Ubieram je pośpiesznie i wychodzę na tak dobrze mi znaną salę. Podchodzę do mojej trenerki i wtulam się w nią mocno i opowiadam o tym, że mogę znów słyszeć. Szczęście na jej twarzy jest nie do opisania. Alek zjawi się w szkole za jakieś 45 minut.

-Łuki pokażesz nam na co Cię stać? – mówi i włącza muzykę dosyć głośno. W  moim aparacie słuchowym powstaje jakieś spięcie, bo z ponownym krzykiem upadam na kolana łapiąc się mocno za włosy. Po chwili znajduje się przy mnie chłopak, który pyta co się ze mną dzieje.

Byłem taki szczęśliwy, że wsiadła ze mną do auta. Kiedy jestem z nią zachowuje się jak 5 letni gówniar. Jestem inny, taki spełniony. Pozwoliła mi przyjść do siebie na próbę, nie chciała zwlekać. Gdy przyszła przebrana w te zwiewne ciuchy była taka delikatna, prawdziwa. Serce biło mi w zastraszającym tępię. Gdy rozmawiała ze swoją trenerka to uśmiechała się w taki sposób, że chciałbym żeby uśmiechała się tak do mnie co dzień i tylko do mnie. Po chwili zaczyna rozbrzmiewać się muzyka, ale ona zamiast tańczyć upada z tym przeraźliwym krzykiem na ziemie, łapiąc się rękoma za włosy. Jednym susem znajduję się koło niej.

-Łucja, co się dzieje powiedz coś ? – słowa z mojej buzi wypadają jak pociski z karabinu maszynowego

-Tak strasznie piszczy, boli- odpowiada, i wtedy przypominam sobie słowa doktora dotyczące jej aparatu słuchowego, który czasami może się nie zaaklimatyzować, przekręcam jej głowę lekko do siebie i ręką gładzę jej włosy szukając malutkiego pokrętełka koło ucha. Jej włosy są idealne. Miękkie jak puch. Po chwili odnajduje przyrząd i lekko go przekręcam. Dziewczyna wtula się momentalnie do mnie. Ciepłe powietrze wypływające z jej ust ogrzewa moją szyje przyprawiając mnie o okropne dreszcze. Gdzieś tam w głębi siebie modle się, żeby ich nie zauważyła

-Dziękuje –mówi, a moje ramiona jeszcze mocniej zaciskają się na jej ciele. Po chwili podbiega do nas kobieta i ten czar pryska. –Boże Łucyjko czy wszystko w porządku- kuca koło nas, ja momentalnie puszczam dziewczynę z uścisku i wstaje kierując się w stronę okna, by dać upust emocją-  Tak – odpowiada- W moim aparacie zrobiło się jakieś spięcie, ale Michał je naprawił. –mówi. Próba trwała około 30 minut. Zaproponowałem, że zawiozę ją do domu i przywiozę na następną próbę, niechętnie ale się zgodziła. Czułem, że jestem w dobrym kierunku do celu wtedy jeszcze mi nie znanego.

Ból który pojawił się w mojej głowie nie był wielki, tylko decybele tamtego ‘piszczenia’ były niewyobrażalne. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jak postąpić, żeby ten cholerny dźwięk przestał dudnić w mojej głowie. Po chwili Michał dotykał mojej głowy i dźwięk ustał, a ja momentalnie znalazłam się w jego obięciach w których znalazłam ukojenie nie tylko ciała, ale przede wszystkim duszy. Wyszeptałam ciche dziękuje, a przez moje ciało przepływało milion gorących i szybkich dreszczy. Próba trwała około 30 minut, potem udałam się do domu. Oczywiście przyjmujący uparł się, że zawiezie mnie do domu, a potem z powrotem na próbę.

-Poczekasz na mnie czy wejdziesz na herbatę –pytam

-Idź sama, pogadaj z matką- mówi, a przez moje ciało przechodzi dziwne uczucie. Zastanawiam się czyżby chłopak nie miał z nią ‘miłego’ inaczej spotkania w szpitalu

-Dobrze- powiedziała i szybko ruszyłam w kierunku klatki schodowej, gdy minęłam próg miałam łzy w oczach nie wierzyłam w to co widziałam. Wszystkie rzeczy ojca były porozrzucane po mieszkaniu.

-Mamo co to do cholery jest- krzyczę, a ona wychodzi z jednego z pokoju- Co te rzeczy tutaj robią? Czemu je dotykasz-  wytykam jej – czemu nie przyszłaś do mnie do szpitala, kiedy najbardziej Cię potrzebowałam- pytam, na co dostaje cichy ironiczny śmiech

-Wiesz, on zginął przez ciebie, nie mogę na ciebie patrzeć – a wtedy dochodzę do wniosku, że nie mam matki. Że muszę zabrać, rzeczy ojca i jak najszybciej się wyprowadzić, najlepiej do babci. Ona zawsze mnie rozumiała- Dobrze, po próbuje przyjdę po swoje rzeczy, nie będziesz już miała córki – próbuje jej odpowiedzieć ze stoickim spokojem i wybiegam z mieszkania. Widzę go. Oparty jest o maskę swojego samochodu, ale gdy mnie dostrzega momentalnie się prostuje, a ja znów potrzebuje jego silnych ramion, które po chwili odnajduje

-Rozumiesz, ona powiedziała, że przeze mnie on zginął. Jestem niczym. Straciłam obojga rodziców. Jak ja sobie poradzę? – mówię, a on tylko głaszcze mnie swoją ogromną ręką po plecach które tak mocno drżą.

-Poradzimy sobie jakoś, pomogę Ci. Obiecuje. Dziś śpisz u mnie i nie ma innej opcji. Nie masz nic do gadania.- mówi


-Ocal mnie, nim utracę wiarę w sens- mówię, a on lekko muska moje usta.

________________________
UUhugugugugugguguggugug jeszcze 2 rozdziały i epiloggg. Skróciłam tą historię. Jestem taka zła. :<
Mamy pierwszy pocałunek
Mam nadzieję, że wypowiecie się na jeden ważny temat : Pierwszy ma się pojawić prolog o Nowakowskim czy o Kosoku?

Druga sprawa, co sądzicie o naszym nowym trenerze reprezentacji. ??

No i wygrany mecz w jak pięknym stylu no i piękny fenomenalny najlepszy Pit 

Masz do mnie pytanie? ASK !!


Pozdrawiam Anka :*

czwartek, 10 października 2013

Rozdział 6


‘Na twarzy wymalowaną ma pewnego rodzaju tajemnicę.’


Ciemność. Czym ona jest ? Jaka ona jest?  Straszna i przerażająca. Ze strachu masz ochotę zedrzeć do końca swoje i tak słabe i piskliwe struny głosowe. To jakaś błona która nas otacza i niekoniecznie  pobudza nas do jakiegokolwiek działania. Czy ja się bałam tej ciemność? Oczywiście, pierońsko się jej bałam. Chciała uciec gdzieś daleko za przysłowiowe dalekie góry, doliny i rzeki. Gdzieś gdzie będę tylko ja i ktoś kto pokocha mnie taką jaką jestem z moimi wadami oraz zaletami.

Poddana narkozie leże ledwo kontaktując  i moim oczom ukazuje się mój wybawca. Niczym rycerz na białym koniu, który wyzwolił mnie z objęć złego niebieskawego smoka, który ma co najmniej 3 głowy i na każdej ma 4 pary piekielnych oczu które wszędzie błądzą za mną osobą. Tym złym smokiem w moim przypadku okazał się przeraźliwy ból.

Boje się. Boję się, że operacja się nie uda. Że znów będzie tak jak było. Życie w świecie ciszy jest strasznie dołujące i dziwne. Dziwny jest fakt, że inni ludzie śmieją, a ja nie mogę zrobić tego samego. Inni ludzie słyszą jak mama ich chwali lub krzyczy. Słyszą muzykę której ja słyszeć nie mogę. Słyszą wszystko a ja słyszeć w ogóle nie mogę.

Ciemność. Owładnęła moją duszę. Owładnęła moje ciało.   Nagle jestem w innej rzeczywistości. W innym świecie.   Unoszę się lekko nad poziomem ziemi. I znów ta ciemność. Słyszę coś. Słyszę głosy to nieprawdopodobne, a jednak dzieje się lecz nie wiem czy jest to sen czy jest to złudzenie która wysyła do mózgu moja podświadomość.  Ślamazarnie otwieram oczy lecz nie jestem w szpitalnej sali operacyjnej jestem w szkole tańca. Tańczę, a może jednak płynę. Każdy dźwięk muzyki do mnie dopływa. Zamykam oczy i czuje przepływającą przez moje drobne ciało euforię szczęścia albo spełnienia. Jest mi dobrze. Po chwili do moich uszu dochodzi dźwięk braw. Odwracam się naglę i widzę tatę. Mam ochotę krzyczeć ze szczęścia, bo przecież nie tak dawno straciłam go. Straciłam go bezpowrotnie, a teraz ukazuje mi się w pełnej okazałości i w świetnej formie.  Biegnę do niego by jak za czasów mojej młodości wtulić się w ojcowskie ramiona

-Tato, jak to możliwe. Ja znów słyszę. Ty znów żyjesz. Czy to sen?- pytam lekko łkając

-Lilka, o czym Ty mówisz. ?- pyta. Widać, a raczej słychać ogromne zdziwienie w jego głosie.  A może to mi się uroił ten koszmarny wypadek, ale nie przecież to ja jestem pod narkozą.

-Który dziś? – pytam, a w odpowiedzi uzyskuje datę o której nie chce pamiętać. Którą chce wymazać z pamięci jak najszybciej. Ojciec wymienił dzień mojego koszmaru

-Odebrałem właśnie samochód od mechanika więc zaraz możemy jechać do domu. Koniec włóczenia się tymi paskudnymi pociągami. Zawsze się boje, że jak wracasz to coś Ci się stanie.- mówi. A ja nie wiem co mam myśleć. Nie wiem co mam robić. Chce zarazem śmiać się ze szczęścia, że znów słyszę, że znów mam tatę blisko siebie a zarazem chce wrócić do rzeczywistości  nie chce być już otumaniona tym wszystkim.  

Wracam do domu z ojcem słuchając tej jego ukochanej płyty Happysadu.  Jest na pozór idealnie. Wchodzimy do domu a mama czeka na nas z ciepłym obiadem i wiem teraz właśnie wiem, że to nie dzieje się naprawdę. Nie wiem ile godzin moja. Mija dzień i kolejny i jest mi dobrze. Słyszę przygotowuje się do Mistrzostw Polski, a moja trenerka na razie nic nie wspomina o Alku. Może to dobrze, że nie będę tańczyć w duecie mimo, że bardzo dobrze nam szło i dobrze się z tym czułam. Dni płyną wolno. Widuje się z Amelką ale i ona nic nie wie o moim wypadku, czyli w tym świecie w którym teraz jestem czas płynie wolniej, albo tamto zdarzenie w ogóle nie  miało miejsca.

Minął pierwszy tydzień. Jestem coraz lepsza w tym co robię.

Minął prawie miesiąc, mistrzostwa Polski już jutro. Jestem już prawie doskonała w tym co robie. Mam trening ostatni już przed tą wielką imprezą. Z zapartym tchem i do znudzenia powtarzam akrobacje powietrzne lecz teraz wyskoczyłam tak pięknie idealnie, tak jak to robią nieskazitelne baletnice na bajkach i nie mogłam wrócić na ziemski padół. Znów dookoła mnie zapada ciemność. Wszechobecna ciemność. Znów otacza mnie głuchość. Znów ta cholernie przerażająca i pożerająca moje drugie ja cisza.
Obudziłam się. Nie wiedziałam gdzie jestem. Rozglądałam się patetycznie i histerycznie po jakimś jasnym i dosyć przyjemnym pokoju. Wtedy przypomniałam sobie, że jestem przecież w szpitalu. Przecież tak strasznie mnie bolało. Tak strasznie krzyczałam. W kącie sali dostrzegam Jego. To on mnie to przywiózł i przy mnie był. Lekko zmierzwione włosy, okulary z delikatnych drucików na nosie i kilku dniowy zarost który zdecydowanie dodawał mu uroku, pomarańczowa bluza dodająca więcej kolorytu i tak opalonej buzi duży zegarek na nadgarstku długie dresowe spodnie i jedne z nowszych modeli sportowych butów. Siedział zmartwiony jakby nad czymś usilnie myślał. Obok niego stała lampa która go oświetlała, gdyż za oknem było już ciemno.

-Możesz mi powiedzieć co tu się dzieje?- pytam cicho, znaczy próbuje pytać lecz najgorsze jest to, że nie wiem czy mówię, czy mi się to tylko wydaje. Chłopak podrywa się szybko z miejsca i już po chwila kuca przy moim łóżku mocno dzierżąc moją małą chłodnawą już dłoń w swojej wielkiej i gorącej.

-Obudziłaś się. To wspaniale. Poczekaj pójdę po lekarza- i momentalnie wybiegł. Z jego zdania zrozumiałam niewiele, ale więcej wydedukowałam, bo o co mogło by mu chodzić innego. Po chwili wrócił z siostrą która miała w rękach strzykawkę i pasek którym zaciska rękę by było dokładnie i w całej okazałości widać żyłę, za nią zaś wszedł mój lekarz prowadzący do którego największym entuzjazmem i sympatią nie pałałam.  I po chwili dostałam zastrzyk jak się dowiedziałam to z witaminami. Świecono mi przez kilka dobrych chwil w oczy jakąś latarką, by sprawdzić czy źrenice reagują prawidłowo.

-Byłą Pani w śpiączce dokładnie 3 tygodnie i 4 dni. To duży krok. Myśleliśmy, że nie wyjdzie Pani z tego,  i że wegetacja stanie się Pańskim drugim ja. A wtedy należałoby płakać, że straciliśmy mentalnie tak wspaniałą dziewczynę i tancerkę- mówi. Ale heloł czy on jest inny przecież ja żyje. Jak ktoś mógł zwątpić, że przestanę walczyć. Po chwili poczułam dotyk pielęgniarki za uchem gdzieś we włosach. Jak się okazało włączyła aparaturę dzięki której mogłam słyszeć w 50 procentach. To cud. Nie wiem dlaczego to zrobili i kto na to przyzwolił. Znów słyszę, to coś niebywałego. To…

-Jak to się stało?- pytam przez łzy

-Pański narzeczony się na to zgodził- doktor przeniósł wzrok na siatkarza, a ja zarumieniłam się mocno. Przecież ja ani on się nie znamy, dlaczego podjął tak ważną decyzję dla mnie. Nie liczył się kompletnie z moim zdaniem. A co by było gdybym ja tej operacji wcale nie chciała? Gdybym znów chciała być inwalidką, tylko po to, abym każdemu mogła się żalić. Ale on chyba wiedział, ze jestem dumna, silna i uparta, że nie potrzebuje niczyjej łaski, niczyjego współczucia.

-Który dziś?- pytam z nadzieją w głosie. Modle się szybko w duchy, by nie było za późno. By Mistrzostwa Polski już nie minęły. Po czym pada data, po której zdecydowanie mi lżej. Do konkursu zostało 8 dni

-Proszę o wypis. Teraz natychmiast- mówię

-To nie możliwe, jest za wcześnie. Nie wiemy jak Pani ciało zareaguje na podłączoną aparaturę- mówi stanowczo lecz cicho

-Nie interesuje mnie to, za 8 dni mam najważniejszą imprezę taneczną w życiu nie mogę jej odpuścić nie teraz. Za dużo walczyła. Za dużo tańczyłam. Za dużo wyrzeczeń mnie to kosztowało- mówię

-Panie Michale, może Pan przekona Panią Lilianę- mówi do chłopaka na co ten momentalnie się ożywia. Poprawia okulary na nosie.

-Ja nie będę nikogo przekonywał. Lilka jeśli chcesz to ubierz się a ja pójdę z Panem doktorem po wypis- mówi poprawia bluzę i kieruje się ku drzwiom. Zrezygnowany lekarz wymija go i rusza długim jasnym korytarzem. Ja natomiast z ubłaganiem czekam na wypis, który przyniesie mi mój ‘wybawca’ którego nie znam, a bardzo bym chciała poznać, bo coraz bardziej mnie intryguje. Na twarzy ma wymalowaną pewnego rodzaju tajemnice, która coraz bardziej mnie pociąga.

Jej krzyk który znów dudni mi w głowie. Mijają godziny, a operacja ciągnie się coraz dłużej. Coraz bardziej przejmuje się losami tej dziewczyny, ale nie bardzo rozumiem dlaczego. Przecież to całkiem obca dla mnie istota. Mała, krucha idealna. W głowie mam jej taniec. Jej ruchy. Jej uśmiech. Staje się moim uzależnieniem. Jest jak heroina. Posmakujesz jej raz, a okazuje się, że po tym jednym, jednym maluteńkim razie stajesz się tak okropnie uzależniony. Tak jak ja- nie znam tej dziewczyny wiem, jak ma na imię, źle o niej myślałem, a owinęła sobie mnie tak dookoła palca, że nie mogę nic zrobić, jestem skreślony. Jestem uzależniony.

Operacja ciągnie się w nieskończoność. Ja jestem zmęczony jak jakiś koń po westernie. Nie mam siły na nic. Nie chce mi się wstać by iść do barku szpitalnego na jakąś prowizoryczną zupkę chińską by jako tako opanować swój roztargniony i rozhisteryzowany żołądek.  Godziny mijają okropnie wolno, a może to minuty. Nie wiem już sam. Przyjaciel już dawno pojechał do swojego mieszkania, a ja obiecałam sobie, że nie pójdę dopóki nie dowiem się co z Lilką.

Po przeszło 5 godzinnej operacji wybiegł lekarz, który zaczął krzyczeć czy jest ktoś z rodziny Lilianny Orzechowskiej lecz nikt się nie zgłaszał. Nie było na Sali jej matki. Nawet nie wiem czy wiedziała o tym wypadku. Muszę znaleźć jej przyjaciółkę i jej o tym powiedzieć, ona będzie wiedziała jak rozmawiać z matką dziewczyny. Wstałem i udałem się lekarza

- Ja jestem narzeczonym Lilianny Orzechowskiej, jestem jej narzeczonym- mówię z pewnością w głosie który ma ochotę drżeć ze strachu niczym u małego chłopca w przedszkolu który musi recytować wierszyk o jakimś lekkim wietrzyku na oczach całej klasy.

-Świetnie się składa. Mamy możliwość wszczepienia pańskiej narzeczonej nowej aparatury, która odtworzy w 50% jej zdolność słuchu. Może tak się zdarzyć, że jej organizm odrzuci tą maszynkę i będzie konieczna kolejna operacja.- słucham każdego słowa uważnie, bo wiem jaką one mają wagę. Przeogromną.

-Proszę robić wszystko, co w pańskiej mocy, aby moja narzeczona odzyskała słuch- mówię, lecz cholernie się boję. Bo co będzie jak ona nie chce tej maszynki, jak nie będzie chciała słyszeć, jak będzie miała mi za złe, że wtrącam się w jej życie. Lecz wiem, że postąpiłem słusznie. Wiem, że jeśli mnie znienawidzi za to co zrobiłem, to i tak będę spełniony. I będę wiedział, że postąpiłbym tak za każdym razem. Operacja trwała ponad 9 godzin. Dowiedziawszy się, że operacja przebiegła dobrze, lecz stan Lilki w pewnym momencie strasznie się pogorszył, bardzo się  przestraszyłem. Powiedzieli mi, że tancerka utrzymywana będzie w stanie śpiączki farmakologicznej dopóki jej stan jako tako się nie unormuje.  

Dziś mam iść do Amelki nie wiem jak ją znajdę, ale muszę. Musi się dowiedzieć. W szkole tańca dowiedziałem się gdzie mieszka ta dziewczyna. Pojechałem do jej mieszkania. Otworzyła mi. Była zdziwiona moją obecnością

-Cześć. Jeżeli przyszedłeś mi coś jeszcze powiedzieć o mojej przyjaciółce jaka to ona jest zła i niedobra to proszę oszczędź mi tego- powiedziała zadziornie. Widać, że ma temperament. To dobrze nie da sobie w kaszę dmuchać.

-Cześć. Tak przyszedłem coś powiedzieć, ale nic podobnego co ostatnio. Byłem kretynem. Przepraszam. Mówiąc do rzeczy, to Lilka jest w szpitalu.-powiedziałam a dziewczyna słysząc szpital była już w swoim pokoju pakowała torbę i ubierała się naraz

-Opowiesz mi jak do tego doszło w drodze do szpitala. Nie obchodzi mnie to czy masz czas czy nie, musisz mnie do niej zawieźć – mówi. Twierdząco kiwam głowę wyrywam z dłoni torbę i ruszam do mojego samochodu. W drodze do szpitala opowiadam jej minuta po minucie wczorajszy dzień i sytuację z aparatem słuchowym dla dziewczyny.


Mijają dni. Mijają tygodnie. Minęły już 3 tygodnie i 4 długie dni. Siedzę u niej na przemian z Amelią z która nawet dochodzę już do porozumienia. Lilce opowiadam o swoim dniu, o treningach codziennie mając nadzieję, że się obudzi. Nie wiedziałem, że nastąpi to tak szybko.


____________________________
Moi drodzy MAMY TO. Emocje w tym rozdziale, jak na grzybobraniu. 
Ale zdradzę Wam, że za dwa tygodnie się zadzieję. Nie wiem co. Nie wiem kto. Nie wiem z kim.
Nie wiem co mówić w takich przypisach odautorskich. Bardzo się cieszę, że jesteście. Że odwiedzacie. Że czytacie. POZOSTAWIAJCIE PO SOBIE JAKIEŚ ZNAKI. <3

Jeśli macie do mnie pytanie zapraszam na .ASK

Zapraszam na inną moją twórczość NOWAKOWSKI/WŁODARCZYK/KOSOK

Jeszcze raz serdecznie zapraszam do lektury, do komentowania, do odwiedzania innych blogów.

Pozdrawiam Anka

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 5

‘Czuje ból. Przeogromny. Rozsadzający moją czaszkę’

Ból. Czym on jest?  Czy jest  jakiś sposób by go uniknąć? Gdzieś słyszałam, że jeśli człowiek nie czuje bólu to nie żyje. To wegetuje niczym piękny stary dąb na poboczu nikomu nieznanej dróżki. Jest wiele odmian bólu. Moim zdaniem są dwa najważniejsze odnogi tego uczucia. Ból fizyczny i najbardziej mi znany ból duszy. Ból całego życia.


Kiedy taniec niósł mnie ponad wyżyny. Kiedy znów latałam niczym ptak z góry obserwując świat i ludzi całkiem drobnych i małych niczym mrówki.  Kiedy znów byłam wolna. Szczęśliwa. Kochana. Wiedziałam, że to nie będzie trwać wiecznie, że nadejdzie moment który zniszczy wszystko. Zły Mefistoteles weźmie mnie na najbardziej straszliwy spacer w moim życiu, że będzie chciał mnie wziąć w szereg swoich demonów.

Upadek. To on kształtuje nasz charakter, ale gdy upadasz zwijając się z przeraźliwego kłucia czaszki nie jest to z pewnością metoda kształtowania osobowości. Chyba, że jesteś tajnym agentem mającym misje ocalenia ludzkości z rąk rozchwianego emocjonalnie terrorysty. Upadam. Nie widzę nic. Nie czuje nic oprócz przeraźliwego, a raczej przenikliwego bólu. Po chwili ktoś jest obok mnie.

-Błagam, pomóż mi. Niech przestanie boleć. Błagam – kim był mój wybawca. To on. Znany wszystkim jako Dzik, albo po prostu jastrzębski przyjmujący.

-Dobrze, ale powiedz mi co Cie boli? Nie wiem jak mam Ci pomóc- odpowiedzią jest mój krzyk i łzy. Krzyk który rani dusze. Krzyk bólu.

-Czuje ból. Przeogromny. Rozsadzający moją czaszkę. Wykłuwający oczy. Błagam, proszę, pomóż.- chłopak już nic nie mówi tylko bierze mnie na ręce. Niesie do swojego auta i kładzie na tylnym siedzeniu siadając obok mnie. Kładę głowę na jego silnych, a zarazem miękkich udach. Tracę przytomność.

Znów czuje,  że ktoś mnie niesie. Otwieram ślamazarnie oczy. Widzę światło. Widzę jego miękki zarost i oczy pełne strachu. Za nami biegnie atakujący.  Michał coś krzyczy jednak jego usta poruszają się zbyt szybko bym mogła odczytać sens słów. Po chwili położył mnie na zimnym zielonym łóżku bym po chwili zniknęła w jednej z sal. 

-Przepraszam, czy Pani mnie słyszy- zapytał jeden z lekarzy mocno nachylając się nade mną.

-Tak. Nazywam się Lilianna Orzechowska. Mam 21 lat. Jestem głuchoniema. Chciałabym, żeby przyjechał tu doktor Malczewski. Prowadzi on mój przypadek.

-Dobrze, zaraz zadzwonimy po doktora Malczewskiego. Chciałaby Pani, żebym jeszcze po kogoś zadzwonił?- pokręciłam przecząco głową. Po około kwadransie mojego bolesnego krzyku i dziwnych reakcji Michała w progu szpitalnej sali zjawił się prowadzący mnie doktor.

-Witam Cię Lika coś się stało?

-Panie doktorze jakby nic się nie stało to by mnie tu nie było. Nie prawda?

-Dalej ironiczna- na końcu języka miałam słowa ‘A Pan dalej głupi’ jednak z ciężkim trudem powstrzymałam swoje jakże cięte riposty.

-Proszę na mnie poczekać tu moment dobrze – kurdę z takim bólem chyba nigdzie się nie ruszę. Mój lekarz z całą pewnością jest idiotą, który chyba nie zaznał nigdy bólu. Matka się uparła, że on ma prowadzić mój przypadek, bo to jej jakiś kolega poznany nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co.

Może powinnam zadzwonić do matki, albo chociaż do Melki. Właściwie zastanawiam się czemu jej przy mnie nie było, powinna przecież być w szkole. A był tylko On i jego przyjaciel. Lekarz poszedł i chyba zginął w jakiś ciemnych czeluściach szpitala, a mój krzyk rozrywał panującą dookoła ciszę. Po chwili koło mojego łóżka zjawił się przyjmujący

-Co Ty tu robisz? –zapytałam cicho

-No jestem. Teraz tak łatwo się mnie nie pozbędziesz- i bardzo dobrze. Takiej odpowiedzi oczekiwałam. No właśnie, czy ja za dużo nie oczekuje? Taki chłopak na pewno nie jest sam. Taki chłopak na pewno ma dziewczynę którą bardzo kocha.

-Pewnie masz inne zajęcia niż siedzenie z jakąś dziwną inwalidką w szpitalu – mówię, a łzy bólu spływają mi kącikami oczu.

-Nie mów tak o sobie. Nikt nie ma prawa Cię oceniać. Sam to zrobiłem i nie postąpiłem fair ale Twoja przyjaciółka wszystko mi dokładnie wytłumaczyła. Nawet cieleśnie- powiedział z tym nikłym uśmiechem

-Nie mów, że Amelka dała Ci w twarz- jako potwierdzenie otrzymałam gardłowy śmiech znaczy tak przypuszczam, chyba, że chłopak lubi suszyć zęby ot tak.

- Bardzo boli?- zapytał

-Wiesz łaskotać nie łaskoczę. Nie jest źle, chociaż mogło by być lepiej- mogę trochę ominąć prawdę, bo przecież boli tak okrutnie jakby ktoś nabijał moją głowę na widły znajdujące się w stodole każdego podrzędnego rolnika- Michał powiedz mi, a co będzie jak nie zdążę się przygotować do Mistrzostw. Jestem jeszcze mocno w tyle za innymi- zapytałam.

-Widziałem jak tańczysz już parę razy. Oglądałem dużo Twoich występów na youtube. Jesteś wspaniała- chyba nie przywykłam do wysłuchiwania komplementów na swój temat, bo czułam, że mimo łez płynących rzewnie, to moje policzki rumieniły się przeokropnie.

-Do wspaniałości dużo mi brakuje, kiedyś chyba byłam lepsza. Słyszałam muzykę. Mogłam czuć jej przesłanie. Tańczyć z większymi emocjami jakoś przeinaczać je w sobie, a teraz w mojej głowie jest tylko pustka. Pusta mieszająca się z okropną przeszłością, która wierci mi niewyobrażalne dziury w brzuchu. Chciałabym by to wszystko okazało się snem. Cholernym koszmarem który tylko na moment zagościł w mojej głowie. Chciałabym obudzić się i znów słyszeć wszystko nawet najdrobniejszy szmer, czy brzęczenie osy gdy chce spróbować truskawkowego dżemu. Chciałabym by ktoś mnie kochał tak jak kiedyś, bym była znów starą Lilką, a nie dziewczyną bez słuchu nad która każdy się lituje, bo przeżyła tyle okropności. Może to i prawda, że przeżyłam to co przeżyłam, to nie znaczy, że ktoś ma mnie postrzegać inaczej niż kiedyś. Nie potrzebuje tego.- ból chwilowo ustał. Widziałam tylko zmieszanie na twarzy chłopaka i jego oczy pełne nadziei, a może i współczucia, które tak bardzo nienawidziłam.

-Nie mogę postrzegać Cię taką jaką byłaś przed wypadkiem, bo nie znałem Cię wcześniej. Mogę Cię postrzegać za osobę jaką jesteś teraz. Walczącą do ostatku sił. Wyrywającą sobie żyły za to co kocha. Buńczuczną ale i piękną. Waleczną ale i momentami delikatną.

-Wiesz nie znam Cię, ale mam takie wrażenie, że Cię znam całe długaśne wieki.

-Pokrewieństwa duszy także się zdarzają gdy tego najmniej się spodziewamy.- uśmiechnęłam się delikatnie po czym usiadłam i przytuliłam się do chłopaka. Który od razu zacieśnił ręce na mojej talii i znów przyszedł ten, którego znienawidziła,. Krzyk niemal nad uchem siatkarza był niepohamowany. Za chwile do sali wpadł lekarz i chyba wyprosił chłopaka, bo ten odkleił się ode mnie i wyszedł opadając na plastikowe krzesełko znajdujące się na holu.


Biorę ją na ręce i biegiem udaje się w kierunku mojego auta. Kładę ją na tylnim siedzeniu i siadam koło niej, przyjaciel prowadzi jak szybko tylko może. Ona zaś układa sobie głowę na moich udach. Serce wali mi jak oszalałe. Nie wiem co robić. Jesteśmy pod gmachem szpitala. Znów biorę jej lekkie jak piórko ciało na ręce i wbiegam na poczekalnie miejscowej służby zdrowia, krzycząc błagalnie o pomoc. Po chwili zjawia się jakiś chłopak z łóżkiem. Po stroju mogę stwierdzić, że to sanitariusz. Kazano mi pozostać na korytarzu, a ona zwijająca się z bólu została wywieziona do jednej z odległych sal szpitala. Nie wiem czemu, ale strasznie bałem się o tą dziewczynę. Dodatkowo targały mnie wyrzuty sumienia, że tak łatwo ją oceniłem, a nie powinienem. Bo nie znałem jej. Zastanawiam się ilu ludzi i mnie tak ocenia. Nie znając mnie widząc jedynie mój wygląd słysząc jedynie zdawkowe wypowiedzi. Na to pytanie chyba nigdy nie uzyskam ani jednej racjonalnej odpowiedzi. Sam nie byłem lepszy, bo przecież sam oceniałem. Chciałbym nie wypowiedzieć tych kilku słów.

-Przepraszam, chciałbym wiedzieć gdzie została przewieziona moje znajoma. Lilianna Orzechowska. Przed chwilą z nią tu przyjechałem, lecz została gdzieś przewieziona- zapukałem młodej dziewczyny siedzącej na recepcji szpitalnym SORZE.

-Jest Pan kimś z rodziny?- zapytała na co ja pokręciłem głową-To w takim razie bardzo mi przykro, ale nie mogę udzielać takich informacji nikomu z rodziny pacjentki.

-Bardzo proszę, to dla mnie ważne-uśmiechnąłem się błagalnie do dziewczyny, która miała mnie w kieszeni.

-No dobrze, ale pod jednym warunkiem.-powiedziała, a ja już wiedziałem, że spełnię każdą jej prośbę.- Chce iść z Pańskim przyjacielem na kawę- momentalnie chciało mi się śmiać, gdy przeniosłem na zdyszanego przyjaciela wzrok. Rozpięta bluza lekko opuszczone na biodrach spodnie- cały Łasko

-Nie ma problemu- odpowiedziałem z pewnością. No to Michał musi dla mnie zrobić. Z resztą robi dużo rzeczy dla mnie, ale w tym momencie nie jest to istotne.

-Dobrze, Pańska znajoma leży w Sali numer 34 na 3 piętrze.

-Dziękuje Pani bardzo, jest Pani wspaniała

-Dobrze, o 20 kończę pracę – dopowiada

-Tak, tak. Misiek będzie czekał tutaj na Panią.

Podchodzę do przyjaciela i zastanawiam się jak mam mu to powiedzieć, że mimo iż ma dziewczynę, to musi iść na kawę z recepcjonistką ze szpitala. Przecież to dziwne, dziecinne, głupie. Po chwili piorunującego wzroku atakującego i późniejszego ataku śmiechu udaje mi się dojść do konsensusu. Tylko, że potem przez tydzień muszę gotować chłopakowi, bo jak to on powiedział ‘ja nie umiem. Znaczy umiem, ale czyjeś zawsze smakuje lepiej’. Dobrze jak ta chce, to tak będzie. Tyle, że ja nie odpowiadam za jego nagłe późniejsze zawroty albo ‘zwroty’ żołądkowe. Szybkim marszem niczym Korzeniowski udaje się na trzecie piętro. Już po wyjściu z windy słyszę przeraźliwe krzyki i mogę się tylko domyślić do kogo należą.  

Na razie nie mogę wejść do dziewczyny. Najpierw jest u niej jeden lekarz. Za chwilę wpada drugi. Stoję przy szybie i patrzę na zwijającą się z bólu dziewczynę i mimo, że jej obiecałem nie mogę ulżyć jej cierpieniom. Po chwili wchodzi drugi lekarz, dużo starszy od pierwszego. Po upływie kwadransa wychodzi od Lilki. Wtedy do akcji wchodzi nieustraszony Misiek. Czyli ja. Nawet teraz z tego zdenerwowania muszę jakoś rozładować tą atmosferę jakimś głupim żartem robiąc konkurencje prowadzącemu ‘Familiadę’.

Rozmawiamy. Słowa wypowiadane są wolno. Mają przesłanie. Czas płynie za szybko. Widzę jej łzy. To boli moją duszę, lecz ból ten nie jest porównywalny do bólu jaki ona musi teraz czuć.  Przytula mnie.  Czuje jej zapach. Jej miękkie włosy, a za moment znów słyszę ten przeraźliwy krzyk pełen bólu. Wbiega lekarz. Wyprasza mnie z Sali mówiąc do dziewczyny


-Musimy Panią operować. Natychmiast- i wtedy czuje, że grunt umywa mi się pod nogami. Mimo, że nie znam tej dziewczyny nie wiadomo ile. Niedawno zerwałem z dziewczyną nie powinienem tu być. Powinien próbować ratować swój związek, lecz nie potrafię. Jakaś siła każe mi tu być. Trwać. Być przy młodej tancerce.


_________________________

Jest i nowy. Tak sobie wyczekiwany. Trochę pogmatwany. Następny chyba za dwa tygodnie, bo za tydzień przewiduje dodanie rozdziału na Heroicznej.\
I w tym rozdziale nie wyjawiłam Wam co sie dzieje z Lilką, Macie jakieś propozycje ?


Jeśli chcesz poczytać coś jeszcze ode mnie to zapraszam WŁODARCZYK/KOSOK

Masz do mnie pytanie? ASK.

KOMENTUJ, POZOSTAW PO SOBIE NAJMNIEJSZY ZNAK.


Sezon ten i może nawet poprzedni nie był w wykonaniu naszych siatkarzy najlepszy. Nie umiemy grać pod presją. Mało kto umie. Wiec ogarnijcie się, SEZONOWCY. Ja jestem dumna z naszych chłopaków którzy walczyli do końca sił.Gryźli wszystko i wszystkich. Sport jest okrutny. Tylko zwycięzcy upadają by potem powstać i być silniejszym niż wcześniej. Silniejszym niż inni mogli by się tego spodziewać. By stać się zwycięzcą. 

Pozdrawiam Anka


 I mój najlepszy


niedziela, 15 września 2013

Rozdział 4


‘Ja już nie potrzebuje miłości. Już nie.’

Wspomnienia. Czym one są?  Czy są one dobre czy też złe? Czy mogą zadawać ciosy? Czy mogą zmieniać rzeczywistość? Zmieniać życie? Światopogląd? Moje wspomnienia na pewno dały mi dużo do myślenia. Moje wspomnienia bolą mnie bardzo. Każde miłe zdarzenie przypomina mi o tacie o tym jak tańczyłam, jak słyszałam. Chciałabym cofnąć czas Chciałabym znów posiąść zmysł słuchu. Znów być w pełni szczęśliwa. Nikt nie zastąpi mi ojca. Nikt nie zastąpi mi słuchu. Taniec daje mi imitacje szczęście albo jego złudzenie. Jest to na pewno ucieczka do innego lepszego świata. Świata bez wspomnień. Świata bez  bólu. Świata gdzie tak najnormalniej w świecie jestem wolna.  Nie mam zmartwień.

Kolejny dzień pełen monotonii. Kolejny dzień spędzony na sali. Przygotowując się do tych już nie tak odległych w czasie Mistrzostw Polski. Z Alkiem wbrew pozorom dogadujemy się dobrze. Tańczymy niby razem, niby osobno. Miała być chemia jest, ale nie z mojej strony. Nie umiem zaufać żadnemu mężczyźnie po tym wszystkim co się stało. Nie mogę się przed nikim otworzyć po tym co się stało. Tak mi się wydaje, że już nigdy nie będę taka jak wcześniej. Nigdy nie będę szczęśliwa lecz mam nadzieję, że los się do mnie uśmiechnie lub zła passa zmieni swój bieg.  Nadzieja jest przecież matką głupich, a każda matka  nad życie kocha swoje dziecko. Kolejna już godzina spędzona na Sali ćwicząc z moim nowym partnerem udoskonalając  wielkie moim zdaniem, a małe według trenerki błędy. Kiedy Aleks oświadcza mi, że musi już iść do domu, bo jutro ma ciężki ma dzień na uczelni. Mnie natomiast nie chciało wracać się do miejsca wychowania, gdyż mama zatraciła się w wir pracy, bo nie mogła poradzić sobie ze stratą ojca i wydaje mi się, że po części mnie obwiniała za jego śmierć. To nie ułatwiało kontaktu między nami, a wręcz przeciwnie pogłębiało jego denną fazę i odbierało jakiekolwiek resztki chęci do życia. Przytłoczona wszystkimi problemami kroczę ulicami Jastrzębia, by po chwili ginąć  w szczelnym uścisku przyjaciółki, a w głębi siebie przypominam sobie jej gardłowy i donośny śmiech

-Znów o nim myślisz? – czuję jak przyjaciółka kładzie mi dłoń na ramieniu, bym mogła odpowiedzieć na jej pytanie.

-Nie wiem o czym mówisz-odpowiadam, chociaż odpowiedź ta jest nie do końca elokwentna. Znaczy to nie tak, że o nim nie myślałam, bo zafiksowałam się na punkcie pewnego nieznajomego, któremu wypiłam porzeczkowy sok.  Nie mogłam też powiedzieć, że myślę o nim non stop, bo tak też nie było.

-Jasne. Co dziś robimy ? – zapytała. Miałam plan przyjść tu tylko na moment a potem wrócić na sale, by katować swoje solówki, do przysłowiowej usranej śmierci. Sądzę, że to będą najgorsze zawody w moim wykonaniu. Pierwsze w których nie słyszę. Nie chciałabym, żeby ludzie postrzegali mnie inaczej. Żeby się nade mną litowali. Ja nie potrzebuje litości. Ja nie potrzebuje wsparcia. Ja nie potrzebuje miłości. Już nie.

-Pójdziesz ze mną do klubu. Muszę poćwiczyć? – aby ze mną poszła. Przed samym momentem mówiłam, że nie potrzebuje wsparcia i miłości, gówno prawda. Na zewnątrz otoczona jestem grubą warstwą zimnego metalu, który chroni miękkie i bezbronne wnętrze. Wnętrze potrzebujące ojca. Wnętrze potrzebujące bezpieczeństwa. Wnętrze bojące się samotności. Wnętrze chcące namiętności. Pożądania. Wolności.

-Znów będziesz ćwiczyć?- odpowiadam nikłym skinieniem głowy i grymasem który potocznie nazywany jest uśmiechem, a w moim wypadku jest to grymas w 99% wymuszony. Nie uśmiecham się szczerze. Nie potrafię.- No to pójdę- mówi

-Świetnie. Dziś krótko ze 2 godzinki, bo solówki będę ćwiczyć, nadal są takie mdławe, bez przesłania, a ja chce dostać skrzydeł. Chce frunąć. Chcę unosić się ponad rzeczywistość. Chce uciec, lecz nie potrafię. Jakaś dziwna siła przyciąga mnie na drewniany świeżo pastowany parkiet, niczym duża, ciężka metalowa kula przyczepiona do nogi skazanego na śmierć niewolnika. Chce się uwolnić, lecz nigdzie nie mogę znaleźć klucza, który pozwoli mi odpiąć to pieprzoną kulę. Muszę znaleźć mój klucz do wolności.- łzy znów skapują na jasny dywan przyjaciółki. Znów ukazuje słabość mimo, że co najmniej milion razy obiecywałam sobie, że nie będę płakać. Lecz to okazuje się silniejsze ode mnie. Mimo, że już nie płacze zimnymi wieczorami do poduszki, a moim ukojenie nie są nagrania z konkursów których i tak nie słyszę to czuje się gdzieś tak w głębi siebie mała. I wiem, że to ja odpowiadam za wszelkie zło naszej rodziny. Niegdyś szczęśliwej teraz bez ojca obojętnej, zniszczonej, wypalonej.

-On będzie Twoim kluczem- powiedziała Amelia. Co też ona bredzi. Niby kto ma zostać moim kluczem. Nie ma takiej osoby. Sama w głębi siebie nie jestem gotowa, aby znaleźć swój klucz mimo, że tak usilnie go szukam. Nie chcę już znać odpowiedzi kim on jest. Wiem, że dziewczyna i tak nie odpowie mi na to pytanie, które ma zostać wielką niewiadomą. A może odpowiedź jest bliżej niż mi się to wydaje.

Mama Amelki to świetna kobieta, gdy tylko wróciła z pracy i zobaczyła mnie w pokoju u swojej córki momentalnie zamówiła nam pizze, bo uznała, że wyglądam słabo i ujęła to tak, że  jakby kiedyś zamknęli mnie w więzieniu, to ucieknę im między kratami. A może coś w tym jest? Po zjedzonym pysznym i jakże zdrowym obiedzie udałyśmy się do mnie, bym mogła wziąć inny strój. W domu odpowiedziała mi, albo mojej przyjaciółce głucha cisza. Świetnie brzmi głucha cisza. Zaczynam nabierać dystansu do swojej niepełnosprawności. Szybkim krokiem udałyśmy się do mojej sypialni w której w samym kącie leżała inna torba z ubraniami, którą chwyciłam i opuściłam dom. Gdzieś w głębi było mi źle, bo miejsce które powinno być moim domem, nim na pewno nie było.

Mocnym pchnięciem uderzyłam w szklane potężne drzwi od szkoły tańca. Buchnęło na nas ciepłe powietrze. Zastanawiacie się pewnie co z moją szkołą. Otóż skończyłam liceum z wyróżnieniem. Maturę również napisałam, ale nie mam odwagi by iść na studia po tym co się stało. Chyba potrzebuje więcej czasu. Po chwili byłam już przebrana. A w mojej głowie rozbrzmiewała jedna z piękniejszych historii. Jedna z piękniejszych piosenek wytworzonych z pamięci lichej wyobraźni
Czasami nie mam sił już by ograniczać swoje emocje. Nie wiem czy robię dobrze. Nie widzę. Zamykam oczy. Skoro nie mogę słyszeć, to nie chce też widzieć swoich kolejnych upadków.  Może stanę się lepszą tancerką. A może tym bardziej opadnę na jeszcze gorsze dno niż jestem. Na jeszcze bardziej zasysające bagno, które odbiera Ci resztki człowieczeństwa. Dzięki któremu czujesz zimny podmuch nadchodzącej śmierci. Lecz może właśnie śmierć jest ukojeniem naszej duszy? Zły kobiecy kontur dzierżący w lodowatej dłoni ostrą brzytwę ścinającą głowy nędzników.  Przecież śmierć to najbardziej zła decyzja jaką możemy podjąć sami. Bóg dał mi drugą szansę, przeżyłam. Teraz będę walczyć. Gdy robiłam jedne z piruetów nie dostrzegłam przyjaciółki na Sali. Nie widziałam jej siedzącej na ławce z podkulonymi nogami. Nie widziałam tego uśmiechu. Czyżby i ona mnie opuściła?  A może najzwyczajniej w świecie chciało jej się pić i poszła po swoją ukochaną ciepłą czekoladę z pobliskiego automatu.  Szyba dzięki której osoby przechodzące przez holl mogły widzieć jak tańczę była odsłonięta. Kącikiem oka dostrzegłam przyjaciółkę, która kłóci się z Nim… Chłopcem od soku. Przystaje na moment. Nie ruszam się. Moje ciało nie przesuwa się nawet o minimetr. Próbuje ustatkować szybki oddech i nierównomierne bicie serca, by po chwili zauważyć jak dziewczyna wymierza brunetowi siarczyste uderzenie w policzek.

Okazałem się zwykłym frajerem. Teraz wygląda na to, że zerwałem z Moniką bo do głowy uderzyła mi inna panienka, która i tak nie zwraca na mnie uwagi. Wyjaśniam wszystkim, to nie tak. Po prostu mój związek z Moniką nie był już takim związkiem jakim był na przykład kilka miesięcy temu. Może uczucie między nami już się wypaliło. Powód jest jeden z pewnością to była moja wina. To chyba przez te ciągle wyjazdy, mecze, zgrupowania. Teraz jestem wolny. Wolny duchem. Wolny rozumem. Wolny w każdym tego słowa znaczeniu. Nie chciałem ranić Moni, bo ona na to nie zasługiwała. Nikt nie zasługiwał na takie potraktowanie.

Na treningu byłem jakiś obcy. Nieobecny. Piłkę zauważałem dopiero gdy obiła się od mojej Twarzy. Nie myślę już o tej nieznajomej dziewczynie. Staram się. Trochę mnie ona denerwuje, a zarazem intryguje. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją poznam. Że kiedyś z nią porozmawiam.

-Misiek,Misiek- Łasko biegnie za mną w ciemnym holu prowadzącym do wyjścia z hali

-No nawijaj-mówię do niego poprawiając zjeżdżające mi z nosa okulary

-Więc będę po Ciebie o 17-mówi z uśmiechem, za który mam ochotę go zabić. Co ja jestem jego kochanka, żeby otrzymywać firmowe uśmiechy Łasko.

-Po kiego grzyba?- pytam. A tak naprawdę chcę już iść do domu. Położyć się spać lub upić się do nieprzytomności. To wychodzi mi najlepiej.

-No dziś mamy tą lekcje tańca- no tak. Kompletnie o tym zapomniałem. Nie chce mi się iść i trzepać jakbym dostał ataku padaczki. Widząc wzrok blondyna wiem, że chyba nie mam zbytniego wyboru i możliwości odmowy.

-Nie mieszkam już tam gdzie dotychczas. Mieszkam teraz no Mickiewicza 8/19 czwarte piętro pierwsze drzwi po lewej.- widząc tym razem pytające spojrzenie przyjaciela- rozstałem się z Moniką- oświadczam  i słyszę ciche – Nigdy jej nie lubiłem- śmieje się w duchu.


O godzinie 16.50 dostaje SMS, że Łasko jest już pod blokiem. Zakładam adidasy i pośpiesznie schodzę na 2 piętro, gdy przypominam sobie, że nie wziąłem torby. Zawracam się  w zastraszającym tempie i lecąc co dwa schodki przemierzam dwa piętra. Po chwili siedzę zaspany koło przyjaciela

-Sory, torby zapomniałem- usprawiedliwiam się. Misiek nic nie mówi tylko przekręca kluczyk w stacyjce i rusza z piskiem opon z pod wysokiego, niebieskiego bloku gdzie znajduje się moje nowe mieszkanie. Wchodzimy do budynku w którym poznałem ją. A raczej do budynku w którym dostałem kosza od niej. Przechodzimy korytarzem, a mój przyjaciel przystaje opierając się o biały plastikowy parapet, przed nim widnieje szyba, a za nią tańczy ona. Płynie. Unosi się. Jest lekka jak piórko.

-Pamiętasz ją?- pyta mnie kolega.

-Pamiętam. Mówiłem do niej, a ona wielka gwiazda nawet nie raczyła odpowiedzieć. Nie lubię takich panienek, które wyżej srają niż dupę mają-odpowiadam nie zmieniając pozycji. Gdy nagle słyszę głos dziewczyny. Nie znanej mi wcześniej.

-Kim jesteś by ją oceniać?!- dziewczyna piękna lecz zadziorna. Waleczna. Inna.

-A ty kim jesteś żeby się na mnie wydzierać jak stare tureckie prześcieradło.-odpowiadam

-Nie bądź cyniczny. Nie znasz jej. Nie masz prawa jej oceniać!

-Jej nie da się poznać. Olewa ludzi. Olewa rzeczywistość. Nie odpowiada. Udaje Bóg wie kogo. Jaka to ona nie figura. A kim ona jest ? Przeciętną tancereczką zapewne z zadupia- wtedy poczułem jak prawy policzek mnie szczypie. Przyjaciel nic się nie odzywał, a dziewczynie jeszcze było mało. I powiedziała mi wiele. Przemówiła do rozsądku

-Nie to ty jesteś pieprzonym aktorzyną Panie Kubiak. Bo przecież Ty  wiesz lepiej. Myślisz, że ona jest wielką gwiazda. A nie wiesz, że dokładnie 389 dni temu została zgwałcona i pobita do utraty przytomności. Została skatowana dzięki czemu straciła słuch. Nie wiedziałeś, że był z nią wtedy ukochany ojciec, który został potraktowany nożem na śmierć. Nie wiedziałeś, ale nadal wolisz oceniać. I kto tu jest pierdolnoną gwiazdeczką z wielkiego świata. Chyba Ty- odwróciła się na pięcie i wyszła ze szkoły tańca. Zrobiło mi się głupio. Nigdy nie czułem się tak podle.  Poszedłem do łazienki. Obmyłem twarz zimną wodą. Wróciłem do przyjaciela. Oparłem się o szybę

-Jestem skurwysynem prawda?- zapytałem, lecz atakujący nic nie powiedział tylko poklepał mnie po plecach. Patrzyłem jak dziewczyna nadal tańczy, by za chwile usłyszeć jej przeraźliwy krzyk i upadek.

Siedzę w szpitalu na SORZE, a w głowie huczą mi słowa ‘Błagam, pomóż mi. Niech przestanie boleć. Błagam’ i jej łzy. Łzy których nie zapomnę do końca życia.


____

MAMY TO. Oddaje w Wasze ręce jeden z fajniejszych rozdziałów. 
Moja jako taka ciotka Wena wróciła z odległej Ameryki.

Amelka odbyła spotkanie z Miśkiem. Nie miłe spotkanie.

Zapraszam do KOMENTOWANIA. Zostawienia po sobie choćby najmniejszego znaku. Powiedzcie co o tym wszystkim sądzicie.

Masz do mnie pytanie ? ASK


NOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOGNOWYBLOG!! wejdź i pozostaw po sobie znak. Coś. Cokolwiek.


Nowy rozdział w niedzielę.

Zapraszam na WŁODARCZYKA/KOSOKA 

KOMENTUJCIE. To nie boli.

Pozdrawiam Anka