piątek, 25 października 2013

Rozdział 7

‘Ocal mnie, nim zatracę wiarę w sens’

Szybkość.  Czym ona jest? Czy to ilość czasu jaką potrzebujemy do zrobienia czegoś ? Chyba tak. Niektórzy lubią żyć szybko, albo tak im się wydaje, jednak teraz wszyscy tak żyją. Ja kiedy tańczę zatrzymuje ten biegnący w zastraszającym tempie czas. Jestem w innym miejscu. Jestem wtedy taka beztroska.

Kiedy dowiedziałam się, że za raptem tydzień czasu są Mistrzostwa Polski nie mogłam uwierzyć, że tyle czasu już minęło i było mi z tym niewyobrażalnie źle. Bałam się, że nie będę wstanie dojść niejako fizycznie, ale i psychicznie do tego przedsięwzięcia. Działo się wiele. Kiedy już Michał odwoził mnie do domu dowiedziałam się kilku rzeczy jedna z nich był fakt, że w szpitalu przyjmujący był moim narzeczonym co oczywiście strasznie mnie zdziwiło. Nie wiedziałam, że obcy człowiek może na tyle się zainteresować i zaangażować w moją sprawę, że udaje przed innymi kogoś bliskiego mojego serca. Oczywiście próbowałam udać, że informacja ta w ogóle mnie nie rusza, a w głębi mnie było mi tak niewyobrażalnie gorąco, ręce nerwowo zaciskały się na wątłym i lekko bolącym udzie.

Strasznie dziwnym uczuciem, było odzyskanie w pewnej części słuchu. Było to dla mnie niewiarygodnie dziwne uczucie, mimo że przecież niedawno słyszałam. Jednak przyzwyczaiłam się do życia w ciszy. Uciekałam wtedy od pewnego rodzaju problemów i nie słyszałam komentarzy ludzi na niektóre tematy. Oczywiście, to nie tak, że ja tego słuchu odzyskać nie chciałam, bo było to by jedno z kłamstw. Chciałam odzyskać słuch, bo bycie inwalidą w naszym kraju oznacza wiele nieprzyjemności. Ludzie patrzą na Ciebie jak na jakiegoś wyrzutka. Kiedyś Amelka powiedziała mi, że są ludzi niepełnosprawni nie ma inwalidów, ani innych. Bycie niepełnosprawnym to stan umysłu. Tylko ludzie których psychika nie wytrzymuje pewnego rodzaju piętna to tych nazywamy niepełnosprawnymi. Ja przez swój defekt, przez swoją pewnego rodzaju niepełność stałam się kimś innym, kimś kim chciałabym być i wcale nie czuje się gorsza od innych słyszących ludzi, bo wiem, że ja mam swoją wartość. Nie potrzebuje litości ani innych ulg, bo ja niepełnosprawna nie jestem.

-Kiedy idziesz na próbę ? –pyta chłopak by przełamać dziwną ciszę i atmosferę miedzy nami

-Postaram się już dziś, Alek pewnie nie wie co dalej, czy tańczymy czy nie. I ja muszę poprawić swoje solówki- odpowiadam, a mam wrażenie, że głos mi drży jak na przedstawieniu w przedszkolu gdy miałam wygłosić piękny wiersz o pomidorze

-Mogę przyjść? –pyta, i gdy widzi moje zmieszanie i wielką konsternacje dopowiada- Lubię patrzeć jak tańczyć, bo jesteś niesamowita w tym co robisz.

-To pewnie tak jak i ty i siatkówka- wypalam i po chwili gdy do mózgu dochodzi sens wypowiedzianych przeze mnie słów milknę, a odpowiedzią jest ciche ‘chyba’ przyjmującego i mój perlisty śmiech. Nie wiem, dlaczego tak zachowuje się przy tym chłopaku, ale to nie przypomina mnie. Jestem taka inna, otwarta, bezczelna, a zarazem taka cicha, krucha i delikatna. -  Więc jeśli nie byłby to dla Ciebie problem mógłbyś od razu jechać na salę?- pytam, na co dostaje otwierające skinienie głowy. Po około kwadransie stoję naprzeciwko mojej blaszanej zielonej szafki w której wiszą ciuchy na tak zwany wszelki wypadek. Ubieram je pośpiesznie i wychodzę na tak dobrze mi znaną salę. Podchodzę do mojej trenerki i wtulam się w nią mocno i opowiadam o tym, że mogę znów słyszeć. Szczęście na jej twarzy jest nie do opisania. Alek zjawi się w szkole za jakieś 45 minut.

-Łuki pokażesz nam na co Cię stać? – mówi i włącza muzykę dosyć głośno. W  moim aparacie słuchowym powstaje jakieś spięcie, bo z ponownym krzykiem upadam na kolana łapiąc się mocno za włosy. Po chwili znajduje się przy mnie chłopak, który pyta co się ze mną dzieje.

Byłem taki szczęśliwy, że wsiadła ze mną do auta. Kiedy jestem z nią zachowuje się jak 5 letni gówniar. Jestem inny, taki spełniony. Pozwoliła mi przyjść do siebie na próbę, nie chciała zwlekać. Gdy przyszła przebrana w te zwiewne ciuchy była taka delikatna, prawdziwa. Serce biło mi w zastraszającym tępię. Gdy rozmawiała ze swoją trenerka to uśmiechała się w taki sposób, że chciałbym żeby uśmiechała się tak do mnie co dzień i tylko do mnie. Po chwili zaczyna rozbrzmiewać się muzyka, ale ona zamiast tańczyć upada z tym przeraźliwym krzykiem na ziemie, łapiąc się rękoma za włosy. Jednym susem znajduję się koło niej.

-Łucja, co się dzieje powiedz coś ? – słowa z mojej buzi wypadają jak pociski z karabinu maszynowego

-Tak strasznie piszczy, boli- odpowiada, i wtedy przypominam sobie słowa doktora dotyczące jej aparatu słuchowego, który czasami może się nie zaaklimatyzować, przekręcam jej głowę lekko do siebie i ręką gładzę jej włosy szukając malutkiego pokrętełka koło ucha. Jej włosy są idealne. Miękkie jak puch. Po chwili odnajduje przyrząd i lekko go przekręcam. Dziewczyna wtula się momentalnie do mnie. Ciepłe powietrze wypływające z jej ust ogrzewa moją szyje przyprawiając mnie o okropne dreszcze. Gdzieś tam w głębi siebie modle się, żeby ich nie zauważyła

-Dziękuje –mówi, a moje ramiona jeszcze mocniej zaciskają się na jej ciele. Po chwili podbiega do nas kobieta i ten czar pryska. –Boże Łucyjko czy wszystko w porządku- kuca koło nas, ja momentalnie puszczam dziewczynę z uścisku i wstaje kierując się w stronę okna, by dać upust emocją-  Tak – odpowiada- W moim aparacie zrobiło się jakieś spięcie, ale Michał je naprawił. –mówi. Próba trwała około 30 minut. Zaproponowałem, że zawiozę ją do domu i przywiozę na następną próbę, niechętnie ale się zgodziła. Czułem, że jestem w dobrym kierunku do celu wtedy jeszcze mi nie znanego.

Ból który pojawił się w mojej głowie nie był wielki, tylko decybele tamtego ‘piszczenia’ były niewyobrażalne. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jak postąpić, żeby ten cholerny dźwięk przestał dudnić w mojej głowie. Po chwili Michał dotykał mojej głowy i dźwięk ustał, a ja momentalnie znalazłam się w jego obięciach w których znalazłam ukojenie nie tylko ciała, ale przede wszystkim duszy. Wyszeptałam ciche dziękuje, a przez moje ciało przepływało milion gorących i szybkich dreszczy. Próba trwała około 30 minut, potem udałam się do domu. Oczywiście przyjmujący uparł się, że zawiezie mnie do domu, a potem z powrotem na próbę.

-Poczekasz na mnie czy wejdziesz na herbatę –pytam

-Idź sama, pogadaj z matką- mówi, a przez moje ciało przechodzi dziwne uczucie. Zastanawiam się czyżby chłopak nie miał z nią ‘miłego’ inaczej spotkania w szpitalu

-Dobrze- powiedziała i szybko ruszyłam w kierunku klatki schodowej, gdy minęłam próg miałam łzy w oczach nie wierzyłam w to co widziałam. Wszystkie rzeczy ojca były porozrzucane po mieszkaniu.

-Mamo co to do cholery jest- krzyczę, a ona wychodzi z jednego z pokoju- Co te rzeczy tutaj robią? Czemu je dotykasz-  wytykam jej – czemu nie przyszłaś do mnie do szpitala, kiedy najbardziej Cię potrzebowałam- pytam, na co dostaje cichy ironiczny śmiech

-Wiesz, on zginął przez ciebie, nie mogę na ciebie patrzeć – a wtedy dochodzę do wniosku, że nie mam matki. Że muszę zabrać, rzeczy ojca i jak najszybciej się wyprowadzić, najlepiej do babci. Ona zawsze mnie rozumiała- Dobrze, po próbuje przyjdę po swoje rzeczy, nie będziesz już miała córki – próbuje jej odpowiedzieć ze stoickim spokojem i wybiegam z mieszkania. Widzę go. Oparty jest o maskę swojego samochodu, ale gdy mnie dostrzega momentalnie się prostuje, a ja znów potrzebuje jego silnych ramion, które po chwili odnajduje

-Rozumiesz, ona powiedziała, że przeze mnie on zginął. Jestem niczym. Straciłam obojga rodziców. Jak ja sobie poradzę? – mówię, a on tylko głaszcze mnie swoją ogromną ręką po plecach które tak mocno drżą.

-Poradzimy sobie jakoś, pomogę Ci. Obiecuje. Dziś śpisz u mnie i nie ma innej opcji. Nie masz nic do gadania.- mówi


-Ocal mnie, nim utracę wiarę w sens- mówię, a on lekko muska moje usta.

________________________
UUhugugugugugguguggugug jeszcze 2 rozdziały i epiloggg. Skróciłam tą historię. Jestem taka zła. :<
Mamy pierwszy pocałunek
Mam nadzieję, że wypowiecie się na jeden ważny temat : Pierwszy ma się pojawić prolog o Nowakowskim czy o Kosoku?

Druga sprawa, co sądzicie o naszym nowym trenerze reprezentacji. ??

No i wygrany mecz w jak pięknym stylu no i piękny fenomenalny najlepszy Pit 

Masz do mnie pytanie? ASK !!


Pozdrawiam Anka :*

czwartek, 10 października 2013

Rozdział 6


‘Na twarzy wymalowaną ma pewnego rodzaju tajemnicę.’


Ciemność. Czym ona jest ? Jaka ona jest?  Straszna i przerażająca. Ze strachu masz ochotę zedrzeć do końca swoje i tak słabe i piskliwe struny głosowe. To jakaś błona która nas otacza i niekoniecznie  pobudza nas do jakiegokolwiek działania. Czy ja się bałam tej ciemność? Oczywiście, pierońsko się jej bałam. Chciała uciec gdzieś daleko za przysłowiowe dalekie góry, doliny i rzeki. Gdzieś gdzie będę tylko ja i ktoś kto pokocha mnie taką jaką jestem z moimi wadami oraz zaletami.

Poddana narkozie leże ledwo kontaktując  i moim oczom ukazuje się mój wybawca. Niczym rycerz na białym koniu, który wyzwolił mnie z objęć złego niebieskawego smoka, który ma co najmniej 3 głowy i na każdej ma 4 pary piekielnych oczu które wszędzie błądzą za mną osobą. Tym złym smokiem w moim przypadku okazał się przeraźliwy ból.

Boje się. Boję się, że operacja się nie uda. Że znów będzie tak jak było. Życie w świecie ciszy jest strasznie dołujące i dziwne. Dziwny jest fakt, że inni ludzie śmieją, a ja nie mogę zrobić tego samego. Inni ludzie słyszą jak mama ich chwali lub krzyczy. Słyszą muzykę której ja słyszeć nie mogę. Słyszą wszystko a ja słyszeć w ogóle nie mogę.

Ciemność. Owładnęła moją duszę. Owładnęła moje ciało.   Nagle jestem w innej rzeczywistości. W innym świecie.   Unoszę się lekko nad poziomem ziemi. I znów ta ciemność. Słyszę coś. Słyszę głosy to nieprawdopodobne, a jednak dzieje się lecz nie wiem czy jest to sen czy jest to złudzenie która wysyła do mózgu moja podświadomość.  Ślamazarnie otwieram oczy lecz nie jestem w szpitalnej sali operacyjnej jestem w szkole tańca. Tańczę, a może jednak płynę. Każdy dźwięk muzyki do mnie dopływa. Zamykam oczy i czuje przepływającą przez moje drobne ciało euforię szczęścia albo spełnienia. Jest mi dobrze. Po chwili do moich uszu dochodzi dźwięk braw. Odwracam się naglę i widzę tatę. Mam ochotę krzyczeć ze szczęścia, bo przecież nie tak dawno straciłam go. Straciłam go bezpowrotnie, a teraz ukazuje mi się w pełnej okazałości i w świetnej formie.  Biegnę do niego by jak za czasów mojej młodości wtulić się w ojcowskie ramiona

-Tato, jak to możliwe. Ja znów słyszę. Ty znów żyjesz. Czy to sen?- pytam lekko łkając

-Lilka, o czym Ty mówisz. ?- pyta. Widać, a raczej słychać ogromne zdziwienie w jego głosie.  A może to mi się uroił ten koszmarny wypadek, ale nie przecież to ja jestem pod narkozą.

-Który dziś? – pytam, a w odpowiedzi uzyskuje datę o której nie chce pamiętać. Którą chce wymazać z pamięci jak najszybciej. Ojciec wymienił dzień mojego koszmaru

-Odebrałem właśnie samochód od mechanika więc zaraz możemy jechać do domu. Koniec włóczenia się tymi paskudnymi pociągami. Zawsze się boje, że jak wracasz to coś Ci się stanie.- mówi. A ja nie wiem co mam myśleć. Nie wiem co mam robić. Chce zarazem śmiać się ze szczęścia, że znów słyszę, że znów mam tatę blisko siebie a zarazem chce wrócić do rzeczywistości  nie chce być już otumaniona tym wszystkim.  

Wracam do domu z ojcem słuchając tej jego ukochanej płyty Happysadu.  Jest na pozór idealnie. Wchodzimy do domu a mama czeka na nas z ciepłym obiadem i wiem teraz właśnie wiem, że to nie dzieje się naprawdę. Nie wiem ile godzin moja. Mija dzień i kolejny i jest mi dobrze. Słyszę przygotowuje się do Mistrzostw Polski, a moja trenerka na razie nic nie wspomina o Alku. Może to dobrze, że nie będę tańczyć w duecie mimo, że bardzo dobrze nam szło i dobrze się z tym czułam. Dni płyną wolno. Widuje się z Amelką ale i ona nic nie wie o moim wypadku, czyli w tym świecie w którym teraz jestem czas płynie wolniej, albo tamto zdarzenie w ogóle nie  miało miejsca.

Minął pierwszy tydzień. Jestem coraz lepsza w tym co robię.

Minął prawie miesiąc, mistrzostwa Polski już jutro. Jestem już prawie doskonała w tym co robie. Mam trening ostatni już przed tą wielką imprezą. Z zapartym tchem i do znudzenia powtarzam akrobacje powietrzne lecz teraz wyskoczyłam tak pięknie idealnie, tak jak to robią nieskazitelne baletnice na bajkach i nie mogłam wrócić na ziemski padół. Znów dookoła mnie zapada ciemność. Wszechobecna ciemność. Znów otacza mnie głuchość. Znów ta cholernie przerażająca i pożerająca moje drugie ja cisza.
Obudziłam się. Nie wiedziałam gdzie jestem. Rozglądałam się patetycznie i histerycznie po jakimś jasnym i dosyć przyjemnym pokoju. Wtedy przypomniałam sobie, że jestem przecież w szpitalu. Przecież tak strasznie mnie bolało. Tak strasznie krzyczałam. W kącie sali dostrzegam Jego. To on mnie to przywiózł i przy mnie był. Lekko zmierzwione włosy, okulary z delikatnych drucików na nosie i kilku dniowy zarost który zdecydowanie dodawał mu uroku, pomarańczowa bluza dodająca więcej kolorytu i tak opalonej buzi duży zegarek na nadgarstku długie dresowe spodnie i jedne z nowszych modeli sportowych butów. Siedział zmartwiony jakby nad czymś usilnie myślał. Obok niego stała lampa która go oświetlała, gdyż za oknem było już ciemno.

-Możesz mi powiedzieć co tu się dzieje?- pytam cicho, znaczy próbuje pytać lecz najgorsze jest to, że nie wiem czy mówię, czy mi się to tylko wydaje. Chłopak podrywa się szybko z miejsca i już po chwila kuca przy moim łóżku mocno dzierżąc moją małą chłodnawą już dłoń w swojej wielkiej i gorącej.

-Obudziłaś się. To wspaniale. Poczekaj pójdę po lekarza- i momentalnie wybiegł. Z jego zdania zrozumiałam niewiele, ale więcej wydedukowałam, bo o co mogło by mu chodzić innego. Po chwili wrócił z siostrą która miała w rękach strzykawkę i pasek którym zaciska rękę by było dokładnie i w całej okazałości widać żyłę, za nią zaś wszedł mój lekarz prowadzący do którego największym entuzjazmem i sympatią nie pałałam.  I po chwili dostałam zastrzyk jak się dowiedziałam to z witaminami. Świecono mi przez kilka dobrych chwil w oczy jakąś latarką, by sprawdzić czy źrenice reagują prawidłowo.

-Byłą Pani w śpiączce dokładnie 3 tygodnie i 4 dni. To duży krok. Myśleliśmy, że nie wyjdzie Pani z tego,  i że wegetacja stanie się Pańskim drugim ja. A wtedy należałoby płakać, że straciliśmy mentalnie tak wspaniałą dziewczynę i tancerkę- mówi. Ale heloł czy on jest inny przecież ja żyje. Jak ktoś mógł zwątpić, że przestanę walczyć. Po chwili poczułam dotyk pielęgniarki za uchem gdzieś we włosach. Jak się okazało włączyła aparaturę dzięki której mogłam słyszeć w 50 procentach. To cud. Nie wiem dlaczego to zrobili i kto na to przyzwolił. Znów słyszę, to coś niebywałego. To…

-Jak to się stało?- pytam przez łzy

-Pański narzeczony się na to zgodził- doktor przeniósł wzrok na siatkarza, a ja zarumieniłam się mocno. Przecież ja ani on się nie znamy, dlaczego podjął tak ważną decyzję dla mnie. Nie liczył się kompletnie z moim zdaniem. A co by było gdybym ja tej operacji wcale nie chciała? Gdybym znów chciała być inwalidką, tylko po to, abym każdemu mogła się żalić. Ale on chyba wiedział, ze jestem dumna, silna i uparta, że nie potrzebuje niczyjej łaski, niczyjego współczucia.

-Który dziś?- pytam z nadzieją w głosie. Modle się szybko w duchy, by nie było za późno. By Mistrzostwa Polski już nie minęły. Po czym pada data, po której zdecydowanie mi lżej. Do konkursu zostało 8 dni

-Proszę o wypis. Teraz natychmiast- mówię

-To nie możliwe, jest za wcześnie. Nie wiemy jak Pani ciało zareaguje na podłączoną aparaturę- mówi stanowczo lecz cicho

-Nie interesuje mnie to, za 8 dni mam najważniejszą imprezę taneczną w życiu nie mogę jej odpuścić nie teraz. Za dużo walczyła. Za dużo tańczyłam. Za dużo wyrzeczeń mnie to kosztowało- mówię

-Panie Michale, może Pan przekona Panią Lilianę- mówi do chłopaka na co ten momentalnie się ożywia. Poprawia okulary na nosie.

-Ja nie będę nikogo przekonywał. Lilka jeśli chcesz to ubierz się a ja pójdę z Panem doktorem po wypis- mówi poprawia bluzę i kieruje się ku drzwiom. Zrezygnowany lekarz wymija go i rusza długim jasnym korytarzem. Ja natomiast z ubłaganiem czekam na wypis, który przyniesie mi mój ‘wybawca’ którego nie znam, a bardzo bym chciała poznać, bo coraz bardziej mnie intryguje. Na twarzy ma wymalowaną pewnego rodzaju tajemnice, która coraz bardziej mnie pociąga.

Jej krzyk który znów dudni mi w głowie. Mijają godziny, a operacja ciągnie się coraz dłużej. Coraz bardziej przejmuje się losami tej dziewczyny, ale nie bardzo rozumiem dlaczego. Przecież to całkiem obca dla mnie istota. Mała, krucha idealna. W głowie mam jej taniec. Jej ruchy. Jej uśmiech. Staje się moim uzależnieniem. Jest jak heroina. Posmakujesz jej raz, a okazuje się, że po tym jednym, jednym maluteńkim razie stajesz się tak okropnie uzależniony. Tak jak ja- nie znam tej dziewczyny wiem, jak ma na imię, źle o niej myślałem, a owinęła sobie mnie tak dookoła palca, że nie mogę nic zrobić, jestem skreślony. Jestem uzależniony.

Operacja ciągnie się w nieskończoność. Ja jestem zmęczony jak jakiś koń po westernie. Nie mam siły na nic. Nie chce mi się wstać by iść do barku szpitalnego na jakąś prowizoryczną zupkę chińską by jako tako opanować swój roztargniony i rozhisteryzowany żołądek.  Godziny mijają okropnie wolno, a może to minuty. Nie wiem już sam. Przyjaciel już dawno pojechał do swojego mieszkania, a ja obiecałam sobie, że nie pójdę dopóki nie dowiem się co z Lilką.

Po przeszło 5 godzinnej operacji wybiegł lekarz, który zaczął krzyczeć czy jest ktoś z rodziny Lilianny Orzechowskiej lecz nikt się nie zgłaszał. Nie było na Sali jej matki. Nawet nie wiem czy wiedziała o tym wypadku. Muszę znaleźć jej przyjaciółkę i jej o tym powiedzieć, ona będzie wiedziała jak rozmawiać z matką dziewczyny. Wstałem i udałem się lekarza

- Ja jestem narzeczonym Lilianny Orzechowskiej, jestem jej narzeczonym- mówię z pewnością w głosie który ma ochotę drżeć ze strachu niczym u małego chłopca w przedszkolu który musi recytować wierszyk o jakimś lekkim wietrzyku na oczach całej klasy.

-Świetnie się składa. Mamy możliwość wszczepienia pańskiej narzeczonej nowej aparatury, która odtworzy w 50% jej zdolność słuchu. Może tak się zdarzyć, że jej organizm odrzuci tą maszynkę i będzie konieczna kolejna operacja.- słucham każdego słowa uważnie, bo wiem jaką one mają wagę. Przeogromną.

-Proszę robić wszystko, co w pańskiej mocy, aby moja narzeczona odzyskała słuch- mówię, lecz cholernie się boję. Bo co będzie jak ona nie chce tej maszynki, jak nie będzie chciała słyszeć, jak będzie miała mi za złe, że wtrącam się w jej życie. Lecz wiem, że postąpiłem słusznie. Wiem, że jeśli mnie znienawidzi za to co zrobiłem, to i tak będę spełniony. I będę wiedział, że postąpiłbym tak za każdym razem. Operacja trwała ponad 9 godzin. Dowiedziawszy się, że operacja przebiegła dobrze, lecz stan Lilki w pewnym momencie strasznie się pogorszył, bardzo się  przestraszyłem. Powiedzieli mi, że tancerka utrzymywana będzie w stanie śpiączki farmakologicznej dopóki jej stan jako tako się nie unormuje.  

Dziś mam iść do Amelki nie wiem jak ją znajdę, ale muszę. Musi się dowiedzieć. W szkole tańca dowiedziałem się gdzie mieszka ta dziewczyna. Pojechałem do jej mieszkania. Otworzyła mi. Była zdziwiona moją obecnością

-Cześć. Jeżeli przyszedłeś mi coś jeszcze powiedzieć o mojej przyjaciółce jaka to ona jest zła i niedobra to proszę oszczędź mi tego- powiedziała zadziornie. Widać, że ma temperament. To dobrze nie da sobie w kaszę dmuchać.

-Cześć. Tak przyszedłem coś powiedzieć, ale nic podobnego co ostatnio. Byłem kretynem. Przepraszam. Mówiąc do rzeczy, to Lilka jest w szpitalu.-powiedziałam a dziewczyna słysząc szpital była już w swoim pokoju pakowała torbę i ubierała się naraz

-Opowiesz mi jak do tego doszło w drodze do szpitala. Nie obchodzi mnie to czy masz czas czy nie, musisz mnie do niej zawieźć – mówi. Twierdząco kiwam głowę wyrywam z dłoni torbę i ruszam do mojego samochodu. W drodze do szpitala opowiadam jej minuta po minucie wczorajszy dzień i sytuację z aparatem słuchowym dla dziewczyny.


Mijają dni. Mijają tygodnie. Minęły już 3 tygodnie i 4 długie dni. Siedzę u niej na przemian z Amelią z która nawet dochodzę już do porozumienia. Lilce opowiadam o swoim dniu, o treningach codziennie mając nadzieję, że się obudzi. Nie wiedziałem, że nastąpi to tak szybko.


____________________________
Moi drodzy MAMY TO. Emocje w tym rozdziale, jak na grzybobraniu. 
Ale zdradzę Wam, że za dwa tygodnie się zadzieję. Nie wiem co. Nie wiem kto. Nie wiem z kim.
Nie wiem co mówić w takich przypisach odautorskich. Bardzo się cieszę, że jesteście. Że odwiedzacie. Że czytacie. POZOSTAWIAJCIE PO SOBIE JAKIEŚ ZNAKI. <3

Jeśli macie do mnie pytanie zapraszam na .ASK

Zapraszam na inną moją twórczość NOWAKOWSKI/WŁODARCZYK/KOSOK

Jeszcze raz serdecznie zapraszam do lektury, do komentowania, do odwiedzania innych blogów.

Pozdrawiam Anka