‘Nie chce żyć bez Ciebie, ale i nie chce mieć znów złamanego
serca’
Życie. Najtrudniejszy element naszego Ziemskiego bytu.
Zdecydowanie. Bo do samego końca nie masz pewności, czy w pełni je
wykorzystałeś. Czy każdy złapany przez ciebie haust powietrza był wyjątkowy.
Czy każda chwila spędzona była magiczna. Czy każdy pocałunek był przepełniony miłością,
a każdy dotyk ciepłem. Nie wiemy też czy wykorzystaliśmy wszystkie postawione
przez los na nasze leśne drogi szanse.
Chcemy umierać będąc spełnionym. Chcemy umierać będąc szczęśliwym.
Chcemy umierać będąc kochanym.
Chciałabym być obojętna na świat który mnie otacza. Chciałabym być odporna na jakiekolwiek uczucia. Wiem, że mam w sobie tyle siły, że nie poddam się nigdy. Wiem, że odtrącenie matki nie załamie mnie. Inna miłość zastępuje poprzednie, ale żadna z nich nie zastąpi mi miłości rodzicielskiej, bo taką ma się jedną w życiu. Siedzę już kolejną godzinę w mieszkaniu przyjmującego wpatrując się w ciepły płomień kominka. Zmęczenie niby gościło w moim ciele, ale za cholerę nie mogłam spać. Nie chciało mi się jeść. Myślałam tylko w kółko nad tym, czy była to moja wina, czy mój kochany, jedyny tatuś umarł przeze mnie. Jaką musiałam być wyrodną córką, że własna matka się mnie wyrzekła. Przestała kochać. Ubrana w rozciągniętą na każdą stronę koszulkę cicho łkam, wykręcając sobie palce które bezwładnie strzelają. Michał już jakieś 45 minut temu zniknął w czeluściach łazienki, zostawiając mnie ze sobą samą co okropnie mnie przerażało.
-Nie płacz, błagam.- nagle ciszę którą kiedyś tak bardzo
kochałam, do której się przyzwyczaiłam. Do ciszy która była moim brzemieniem,
ale i pieprzoną oazą.
-Nie potrafię inaczej- prostuję cicho – Nie Lilka, Ty nie
chcesz inaczej- dodaje szatyn, a ja nie potrafię nic więcej dodać. Wiem, że ma
100% racje. Chce być silna, jednak nie umiem. Nie radzę sobie z życiem
-Wiesz Michciu, może lepiej było by, gdybym wtedy. No wiesz,
- łzy znów mnie przytykają, a dociekliwy wzrok chłopaka wbija się przeokropnie
mocno w moją twarz- Wydaje mi się, że to ja powinnam była umrzeć tamtej nocy.
Nie musiałabym teraz tak cierpieć, nie musiałabym płakać, nie musiałabym po
prostu żyć. Patrzeć i czuć jak me serce krwawi dzień w dzień katując się cierpieniem.
Nie jestem fetyszystką bólu. Nie umiem sobie z nim radzić, chociaż bym tego
bardzo chciała. Nie rozumiem świata. Taniec mnie już nie cieszy. Jestem nikim
Michciu, nikim.
-Boże, gdybyś była facetem teraz mocno rozważałbym to, czy
nie dać Ci w japę. Jak możesz tak mówić. Nie umarłaś, bo masz jeszcze do
zrobienia coś pożytecznego na tym świecie. Każdy człowiek cierpi podczas
swojego życia. Nosi pewnego rodzaju piętno. Nie można od niego w żaden sposób
uciec- tumaczy- Musisz przestać oglądać się wstecz. Życie zbyt krótko trwa, Bóg
miał jakiś plan. Nadal go ma.
-Bóg chyba urządza sobie
z ludzi niezły dramacik jak to się mówi w telewizji ‘ na faktach
autentycznych’ jeśli tak, to ja mam już tego kompletnie dość. Mówię pas.
Wycofuje się. Nie chce grać w tym jebanym przedstawieniu pierwszych skrzypiec-
mówię, wtrącając się.
-Obawiam się Lilka, że w tym przypadku nie masz nic do
gadania. Bo Ty chyba nie rozumiesz, że ktoś na tym świecie Cię jeszcze kocha-
mówi, a ja dopiero teraz widzę jak stoi przede mną w samych dresowych
spodenkach w rękach dzierżąc mokry, pomarańczowy ręcznik. Dopiero teraz dostrzegam, wolno spływające
małe krople wody z muskularnych ramion. Dopiero teraz dostrzegam, jak mocno ma
wyrzeźbiony tors.
-Właśnie nie wydaje mi się Misiu – dodaje, a mój wzrok nie
jest już zawieszony na niebieskich oczach przyjmującego, a na jego klatce
piersiowej.
-A mi się wydaje inaczej- znów się ze mną sprzecza- Niby
kto? –pytam, a miedzy nami nastaje chwila niekomfortowej ciszy. – Wiesz, ty kompletnie nic nie widzisz. Nic, al.
Ja CI ułatwię zadanie. To ja kocham Cie jak wariat, do ostatku tchu, wiem, że
to Ci nie wystarcza. Przepraszam- robi mi się tak ciepło na sercu. Tak
idealnie. Nie doznałam wcześniej takiego uczucia. Czuje niepohamowaną chęć
zatopienia się w jego ustach. Wstaje i za pomocą jednego dużego susa znajduję
się już koło niego badając fakturę jego ust. Robimy to łapczywie, jakby świat
miał za moment wybuchnąć z gruzem ludziom dając dom zwany nicością. Mokry
ręcznik z impetem uderza o ciemno-brązowe panele. Gdy brakuje nam już powietrza
oddalam się od niego nieznacznie - Boje się
Michał tak strasznie się boje. – mówię- Nie bój się niczego, przy mnie nic Ci
nie grozi. Zostaniesz ze mną już na wieczność. Nigdy nie pozwolę Ci odejść –stwierdza
z ogromnym przekonaniem – Nie chce żyć
bez Ciebie, ale i nie chce mieć znów złamanego serca.
-Nie będziesz miała, obiecuje- mówi.
Wychodzę z łazienki, a
ona znów płacze. Serce po raz kolejny pęka mi na milion kawałków, bo kobieta którą kocham, tak
bardzo cierpi, a ja nie umiem jej pomóc. Nie umiem odebrać jej cierpienia i usytuować
go na mnie samego . Zastanawiam się czemu tak długo siedziałem pod tym
prysznicem i pozwoliłem na to by wrząca woda raniła moją skórę, chyba, dlatego
że musiałem dać zmyć z siebie dzisiejszy dzień. Dać ukojenie psychice. Gdy mówi do mnie Michciu to moje serce bije
coraz szybciej, już wiem jak bardzo ją kocham
-Boje się Michał tak
strasznie się boje- mówi- Nie bój się niczego, przy mnie nic Ci nie grozi-
gwarantuje jej.- Zostaniesz ze mną już na wieczność. Nigdy nie pozwolę Ci
odejść- mówię – Nie chce żyć bez Ciebie, ale i nie chce znów mieć złamanego
serca.- stwierdza z kolejną falą
cierpienia w głosie. W odwecie znów
mocno naciskam jej usta, mokry ręcznik upada na panele. Jej włosy symetrycznie
układają się na ramionach. Jednym lekkim podskokiem dziewczyna lokuje się na
moich biodrach. Chwytam ją mocno za pośladki. Moje dłonie się lekko zaciskają,
a Lilka kwituje to drobnymi piskami. Odrywam się od niej, nie puszczając jej
oczekując na pozwolenie.
-Proszę Cię nie
przerywaj- mówi, a ja kończę swoje dzieło. Idę w kierunku sypialni dzierżąc na
dłoniach damę swojego serca. Kładę ja na łóżku. Nachylam się nie przestając
całować. Obejmuję mnie za szyję, jakby bała się, że ten cała chwila pryśnie jak
bańka mydlana. Lecz ja nigdzie nie miałem ochoty uciekać. Ściągnąłem delikatnie rozwleczoną koszulkę z
dziewczyny. Przed moimi oczyma ukazują się kształtne piersi. Ona jednym ruchem
ręki pozbawiła mnie szarych dresów. Reszta popłynęła lekko. Poruszaliśmy się
razem tak rytmicznie, jak idealni kochankowie, bo niebywale nimi byliśmy. Było tak
idealnie. Najlepiej w życiu. Momenty szczytu przyszły tak szybko, bo przecież
to sama nasza miłość do siebie była naszym szczytem. Księżyc oświetlał nasze
nagie ciała. Było tak dobrze. Chciałbym
zasypiać i budzić się koło niej już zawsze.
-Kocham Cię, tak
bardzo Cię kocham-powiedziałem całując jej włosy
-Ja Ciebie też,
Michciu- dodała i zasnęła, kładąc twarz na mojej klatce piersiowej która nadal
nie mogła się uspokoić.
______
Tak bardzo zjebałam ten rozdział. Przepraszam.
Następny rozdział, będzie tym końcowym. Tym pożegnalnym, tak zwanym epilogiem. A ukaże się on za 2 tygodnie.
W tak zwanym międzyczasie dodałam prolog na moim ubóstwionym Nowakowskim, na którego prze-serdecznie zapraszam. KLIK
Zapraszam również na przedostatniego Włodraczyka, i do Igły, no i Kosy.
Zapraszam również na przedostatniego Włodraczyka, i do Igły, no i Kosy.
Ostatnio miałam przyjemność porozmawiać ze świetną dziewczyną, która zaczęła pisać, ale o czymś bardziej prawdziwym niż moje bzdety. Wejdźcie tam i zostawcie po sobie ślad. Doceńcie te emocje. To całe piękno. http://www.perypetienastolatkiinietylko.blogspot.com
Założyłam również dawno kiedyś FEJSA na którego serdecznie zapraszam, lajkujcie kochane lajkujcie.
Założyłam również dawno kiedyś FEJSA na którego serdecznie zapraszam, lajkujcie kochane lajkujcie.
ZAPRASZAM RÓWNIEŻ NA ASKA, NAPISZCIE COŚ TAM POWIEDŹCIE, COKOLWIEK.
Koniec marudzenia. Zróbcie tu na dole HAŁAS, kochane, HAŁAS.
Pozdrawiam Anka