‘Czuje ból. Przeogromny. Rozsadzający moją czaszkę’
Ból. Czym on jest? Czy jest jakiś sposób by go uniknąć? Gdzieś słyszałam, że jeśli człowiek nie czuje bólu to nie żyje. To wegetuje niczym piękny stary dąb na poboczu nikomu nieznanej dróżki. Jest wiele odmian bólu. Moim zdaniem są dwa najważniejsze odnogi tego uczucia. Ból fizyczny i najbardziej mi znany ból duszy. Ból całego życia.
Ból. Czym on jest? Czy jest jakiś sposób by go uniknąć? Gdzieś słyszałam, że jeśli człowiek nie czuje bólu to nie żyje. To wegetuje niczym piękny stary dąb na poboczu nikomu nieznanej dróżki. Jest wiele odmian bólu. Moim zdaniem są dwa najważniejsze odnogi tego uczucia. Ból fizyczny i najbardziej mi znany ból duszy. Ból całego życia.
Kiedy taniec niósł mnie ponad wyżyny. Kiedy znów latałam
niczym ptak z góry obserwując świat i ludzi całkiem drobnych i małych niczym
mrówki. Kiedy znów byłam wolna.
Szczęśliwa. Kochana. Wiedziałam, że to nie będzie trwać wiecznie, że nadejdzie
moment który zniszczy wszystko. Zły Mefistoteles weźmie mnie na najbardziej
straszliwy spacer w moim życiu, że będzie chciał mnie wziąć w szereg swoich
demonów.
Upadek. To on kształtuje nasz charakter, ale gdy upadasz zwijając
się z przeraźliwego kłucia czaszki nie jest to z pewnością metoda kształtowania
osobowości. Chyba, że jesteś tajnym agentem mającym misje ocalenia ludzkości z
rąk rozchwianego emocjonalnie terrorysty. Upadam. Nie widzę nic. Nie czuje nic
oprócz przeraźliwego, a raczej przenikliwego bólu. Po chwili ktoś jest obok
mnie.
-Błagam, pomóż mi. Niech przestanie boleć. Błagam – kim był
mój wybawca. To on. Znany wszystkim jako Dzik, albo po prostu jastrzębski
przyjmujący.
-Dobrze, ale powiedz mi co Cie boli? Nie wiem jak mam Ci
pomóc- odpowiedzią jest mój krzyk i łzy. Krzyk który rani dusze. Krzyk bólu.
-Czuje ból.
Przeogromny. Rozsadzający moją czaszkę. Wykłuwający oczy. Błagam, proszę,
pomóż.- chłopak już nic nie mówi tylko bierze mnie na ręce. Niesie do swojego
auta i kładzie na tylnym siedzeniu siadając obok mnie. Kładę głowę na jego
silnych, a zarazem miękkich udach. Tracę przytomność.
Znów czuje, że ktoś
mnie niesie. Otwieram ślamazarnie oczy. Widzę światło. Widzę jego miękki zarost
i oczy pełne strachu. Za nami biegnie atakujący. Michał coś krzyczy jednak jego usta poruszają
się zbyt szybko bym mogła odczytać sens słów. Po chwili położył mnie na zimnym
zielonym łóżku bym po chwili zniknęła w jednej z sal.
-Przepraszam, czy Pani mnie słyszy- zapytał jeden z lekarzy
mocno nachylając się nade mną.
-Tak. Nazywam się Lilianna Orzechowska. Mam 21 lat. Jestem
głuchoniema. Chciałabym, żeby przyjechał tu doktor Malczewski. Prowadzi on mój
przypadek.
-Dobrze, zaraz zadzwonimy po doktora Malczewskiego.
Chciałaby Pani, żebym jeszcze po kogoś zadzwonił?- pokręciłam przecząco głową.
Po około kwadransie mojego bolesnego krzyku i dziwnych reakcji Michała w progu
szpitalnej sali zjawił się prowadzący mnie doktor.
-Witam Cię Lika coś się stało?
-Panie doktorze jakby nic się nie stało to by mnie tu nie
było. Nie prawda?
-Dalej ironiczna- na końcu języka miałam słowa ‘A Pan dalej
głupi’ jednak z ciężkim trudem powstrzymałam swoje jakże cięte riposty.
-Proszę na mnie poczekać tu moment dobrze – kurdę z takim
bólem chyba nigdzie się nie ruszę. Mój lekarz z całą pewnością jest idiotą,
który chyba nie zaznał nigdy bólu. Matka się uparła, że on ma prowadzić mój
przypadek, bo to jej jakiś kolega poznany nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co.
Może powinnam zadzwonić do matki,
albo chociaż do Melki. Właściwie zastanawiam się czemu jej przy mnie nie było,
powinna przecież być w szkole. A był tylko On i jego przyjaciel. Lekarz poszedł
i chyba zginął w jakiś ciemnych czeluściach szpitala, a mój krzyk rozrywał
panującą dookoła ciszę. Po chwili koło mojego łóżka zjawił się przyjmujący
-Co Ty tu robisz? –zapytałam cicho
-No jestem. Teraz tak łatwo się
mnie nie pozbędziesz- i bardzo dobrze. Takiej odpowiedzi oczekiwałam. No
właśnie, czy ja za dużo nie oczekuje? Taki chłopak na pewno nie jest sam. Taki
chłopak na pewno ma dziewczynę którą bardzo kocha.
-Pewnie masz inne zajęcia niż
siedzenie z jakąś dziwną inwalidką w szpitalu – mówię, a łzy bólu spływają mi
kącikami oczu.
-Nie mów tak o sobie. Nikt nie ma
prawa Cię oceniać. Sam to zrobiłem i nie postąpiłem fair ale Twoja przyjaciółka
wszystko mi dokładnie wytłumaczyła. Nawet cieleśnie- powiedział z tym nikłym
uśmiechem
-Nie mów, że Amelka dała Ci w
twarz- jako potwierdzenie otrzymałam gardłowy śmiech znaczy tak przypuszczam,
chyba, że chłopak lubi suszyć zęby ot tak.
- Bardzo boli?- zapytał
-Wiesz łaskotać nie łaskoczę. Nie
jest źle, chociaż mogło by być lepiej- mogę trochę ominąć prawdę, bo przecież
boli tak okrutnie jakby ktoś nabijał moją głowę na widły znajdujące się w
stodole każdego podrzędnego rolnika- Michał powiedz mi, a co będzie jak nie
zdążę się przygotować do Mistrzostw. Jestem jeszcze mocno w tyle za innymi-
zapytałam.
-Widziałem jak tańczysz już parę
razy. Oglądałem dużo Twoich występów na youtube. Jesteś wspaniała- chyba nie
przywykłam do wysłuchiwania komplementów na swój temat, bo czułam, że mimo łez
płynących rzewnie, to moje policzki rumieniły się przeokropnie.
-Do wspaniałości dużo mi brakuje,
kiedyś chyba byłam lepsza. Słyszałam muzykę. Mogłam czuć jej przesłanie.
Tańczyć z większymi emocjami jakoś przeinaczać je w sobie, a teraz w mojej
głowie jest tylko pustka. Pusta mieszająca się z okropną przeszłością, która wierci
mi niewyobrażalne dziury w brzuchu. Chciałabym by to wszystko okazało się snem.
Cholernym koszmarem który tylko na moment zagościł w mojej głowie. Chciałabym
obudzić się i znów słyszeć wszystko nawet najdrobniejszy szmer, czy brzęczenie
osy gdy chce spróbować truskawkowego dżemu. Chciałabym by ktoś mnie kochał tak
jak kiedyś, bym była znów starą Lilką, a nie dziewczyną bez słuchu nad która
każdy się lituje, bo przeżyła tyle okropności. Może to i prawda, że przeżyłam
to co przeżyłam, to nie znaczy, że ktoś ma mnie postrzegać inaczej niż kiedyś.
Nie potrzebuje tego.- ból chwilowo ustał. Widziałam tylko zmieszanie na twarzy
chłopaka i jego oczy pełne nadziei, a może i współczucia, które tak bardzo
nienawidziłam.
-Nie mogę postrzegać Cię taką
jaką byłaś przed wypadkiem, bo nie znałem Cię wcześniej. Mogę Cię postrzegać za
osobę jaką jesteś teraz. Walczącą do ostatku sił. Wyrywającą sobie żyły za to
co kocha. Buńczuczną ale i piękną. Waleczną ale i momentami delikatną.
-Wiesz nie znam Cię, ale mam
takie wrażenie, że Cię znam całe długaśne wieki.
-Pokrewieństwa duszy także się
zdarzają gdy tego najmniej się spodziewamy.- uśmiechnęłam się delikatnie po
czym usiadłam i przytuliłam się do chłopaka. Który od razu zacieśnił ręce na
mojej talii i znów przyszedł ten, którego znienawidziła,. Krzyk niemal nad
uchem siatkarza był niepohamowany. Za chwile do sali wpadł lekarz i chyba
wyprosił chłopaka, bo ten odkleił się ode mnie i wyszedł opadając na plastikowe
krzesełko znajdujące się na holu.
Biorę ją na ręce i biegiem udaje się w kierunku mojego auta. Kładę ją
na tylnim siedzeniu i siadam koło niej, przyjaciel prowadzi jak szybko tylko
może. Ona zaś układa sobie głowę na moich udach. Serce wali mi jak oszalałe. Nie
wiem co robić. Jesteśmy pod gmachem szpitala. Znów biorę jej lekkie jak piórko
ciało na ręce i wbiegam na poczekalnie miejscowej służby zdrowia, krzycząc
błagalnie o pomoc. Po chwili zjawia się jakiś chłopak z łóżkiem. Po stroju mogę
stwierdzić, że to sanitariusz. Kazano mi pozostać na korytarzu, a ona zwijająca
się z bólu została wywieziona do jednej z odległych sal szpitala. Nie wiem
czemu, ale strasznie bałem się o tą dziewczynę. Dodatkowo targały mnie wyrzuty
sumienia, że tak łatwo ją oceniłem, a nie powinienem. Bo nie znałem jej.
Zastanawiam się ilu ludzi i mnie tak ocenia. Nie znając mnie widząc jedynie mój
wygląd słysząc jedynie zdawkowe wypowiedzi. Na to pytanie chyba nigdy nie
uzyskam ani jednej racjonalnej odpowiedzi. Sam nie byłem lepszy, bo przecież
sam oceniałem. Chciałbym nie wypowiedzieć tych kilku słów.
-Przepraszam, chciałbym wiedzieć gdzie została przewieziona moje znajoma.
Lilianna Orzechowska. Przed chwilą z nią tu przyjechałem, lecz została gdzieś przewieziona-
zapukałem młodej dziewczyny siedzącej na recepcji szpitalnym SORZE.
-Jest Pan kimś z rodziny?- zapytała na co ja pokręciłem głową-To w
takim razie bardzo mi przykro, ale nie mogę udzielać takich informacji nikomu z
rodziny pacjentki.
-Bardzo proszę, to dla mnie ważne-uśmiechnąłem się błagalnie do
dziewczyny, która miała mnie w kieszeni.
-No dobrze, ale pod jednym warunkiem.-powiedziała, a ja już wiedziałem,
że spełnię każdą jej prośbę.- Chce iść z Pańskim przyjacielem na kawę- momentalnie
chciało mi się śmiać, gdy przeniosłem na zdyszanego przyjaciela wzrok. Rozpięta
bluza lekko opuszczone na biodrach spodnie- cały Łasko
-Nie ma problemu- odpowiedziałem z pewnością. No to Michał musi dla
mnie zrobić. Z resztą robi dużo rzeczy dla mnie, ale w tym momencie nie jest to
istotne.
-Dobrze, Pańska znajoma leży w Sali numer 34 na 3 piętrze.
-Dziękuje Pani bardzo, jest Pani wspaniała
-Dobrze, o 20 kończę pracę – dopowiada
-Tak, tak. Misiek będzie czekał tutaj na Panią.
Podchodzę do przyjaciela i zastanawiam się jak mam mu to powiedzieć, że
mimo iż ma dziewczynę, to musi iść na kawę z recepcjonistką ze szpitala.
Przecież to dziwne, dziecinne, głupie. Po chwili piorunującego wzroku
atakującego i późniejszego ataku śmiechu udaje mi się dojść do konsensusu.
Tylko, że potem przez tydzień muszę gotować chłopakowi, bo jak to on powiedział
‘ja nie umiem. Znaczy umiem, ale czyjeś zawsze smakuje lepiej’. Dobrze jak ta
chce, to tak będzie. Tyle, że ja nie odpowiadam za jego nagłe późniejsze
zawroty albo ‘zwroty’ żołądkowe. Szybkim marszem niczym Korzeniowski udaje się
na trzecie piętro. Już po wyjściu z windy słyszę przeraźliwe krzyki i mogę się
tylko domyślić do kogo należą.
Na razie nie mogę wejść do dziewczyny. Najpierw jest u niej jeden
lekarz. Za chwilę wpada drugi. Stoję przy szybie i patrzę na zwijającą się z
bólu dziewczynę i mimo, że jej obiecałem nie mogę ulżyć jej cierpieniom. Po
chwili wchodzi drugi lekarz, dużo starszy od pierwszego. Po upływie kwadransa
wychodzi od Lilki. Wtedy do akcji wchodzi nieustraszony Misiek. Czyli ja. Nawet
teraz z tego zdenerwowania muszę jakoś rozładować tą atmosferę jakimś głupim
żartem robiąc konkurencje prowadzącemu ‘Familiadę’.
Rozmawiamy. Słowa wypowiadane są wolno. Mają przesłanie. Czas płynie za
szybko. Widzę jej łzy. To boli moją duszę, lecz ból ten nie jest porównywalny
do bólu jaki ona musi teraz czuć.
Przytula mnie. Czuje jej zapach.
Jej miękkie włosy, a za moment znów słyszę ten przeraźliwy krzyk pełen bólu.
Wbiega lekarz. Wyprasza mnie z Sali mówiąc do dziewczyny
-Musimy Panią operować. Natychmiast- i wtedy czuje, że grunt umywa mi
się pod nogami. Mimo, że nie znam tej dziewczyny nie wiadomo ile. Niedawno
zerwałem z dziewczyną nie powinienem tu być. Powinien próbować ratować swój związek,
lecz nie potrafię. Jakaś siła każe mi tu być. Trwać. Być przy młodej tancerce.
_________________________
Jest i nowy. Tak sobie wyczekiwany. Trochę pogmatwany. Następny chyba za dwa tygodnie, bo za tydzień przewiduje dodanie rozdziału na Heroicznej.\
Jest i nowy. Tak sobie wyczekiwany. Trochę pogmatwany. Następny chyba za dwa tygodnie, bo za tydzień przewiduje dodanie rozdziału na Heroicznej.\
I w tym rozdziale nie wyjawiłam Wam co sie dzieje z Lilką, Macie jakieś propozycje ?
KOMENTUJ, POZOSTAW PO SOBIE NAJMNIEJSZY ZNAK.
Sezon ten i może nawet poprzedni nie był w wykonaniu naszych siatkarzy najlepszy. Nie umiemy grać pod presją. Mało kto umie. Wiec ogarnijcie się, SEZONOWCY. Ja jestem dumna z naszych chłopaków którzy walczyli do końca sił.Gryźli wszystko i wszystkich. Sport jest okrutny. Tylko zwycięzcy upadają by potem powstać i być silniejszym niż wcześniej. Silniejszym niż inni mogli by się tego spodziewać. By stać się zwycięzcą.
Pozdrawiam Anka
I mój najlepszy